1.
Czarna Królowa
"To
twoja piechota. Ma najmniejsze możliwości poruszania i jest
najsłabsza, ale ponieważ piony gotowe są poświęcić życie dla
lepszych od siebie, bez nich nie wygrasz. (...) Król. Prawie zawsze
jest słabszy, niż mogłoby się zdawać. Wszyscy go chronią, ale
on właściwie nigdy nikomu nie pomaga, bo gdyby to zrobił, mógłby
zginąć. (...) Królowa. Jest absolutnie podła. Ale jeśli chcesz
wygrać, musisz z nią współpracować."
Piosenka rozdziału: Sis Puella Magica!
Rozrzuciła
swoje długie, kruczoczarne fale na ramię fotela obitego skórą.
Jej smukłe nogi przewieszone były po drugiej stronie, malując w
powietrzu tylko im znane nuty. Zielone
oczy wpatrywały się namiętnie w płomienie, śledząc każde
najmniejsze drgnienie. Palce lewej dłoni stukały po wyczuwalnych
żebrach jak gdyby były to klawisze jej ulubionego fortepianu, zaś
palce prawej dłoni odgrywały zupełnie inną melodię.
Z
ust wydobywały się pomruki, ciche szepty, brzmiące jak słowa.
Wykształcony muzyk, zobaczywszy ją, mógłby pomyśleć, iż nie ma
pojęcia, co robi. Ruchy jej stóp, dłoni oraz dźwięki jakie z
siebie wydawała w żaden sposób się
ze sobą nie łączyły.
Bo
nie mają się łączyć,
odpowiedziałaby, to myśli, galopujące w mojej głowie,
nie pozwalające mi spać, nie dające wytchnąć.
To
libretto, dodałaby,
które nie może wybrzmieć.
Jej
rówieśnicy powiedzieliby, że popadła w obłęd. Powiedzieliby, iż
to nie wypada kobiecie w jej wieku siedzieć w ciemnym pomieszczeniu
o tak późnej porze, nawet jeżeli jest to Pokój Wspólny jej Domu.
Powiedzieliby, iż to nie wypada, aby siedziała w ten sposób, jej
włosy nie uczesane, ona nie ubrana w najlepsze szaty tylko w jedną
ze swoich najstarszych koszulek nocnych.
Przynosisz
wstyd swojej rodzinie, oznajmiłaby jej macocha z niesmakiem,
przynosisz wstyd również mi i mojemu synowi. Dlaczego nie
możesz być jak dziewczęta w Twoim wieku?
Nie
jesteś moją mamą, odburknęła po raz pierwszy, nie zważając
na obecność swojego ojca, jesteś tylko kobietą, którą mój
ojciec pieprzy.
Jej
ojciec nigdy wcześniej jej nie uderzył. Córka nie wiedziała, czy
to przez przekleństwo, jej zachowanie w stosunku do macochy, palącą
w oczy prawdę, czy też na wspomnienie o mamie. Dziewczyna nie
przeprosiła, mimo próśb ojca. Późniejsze groźby pogorszyły
tylko sprawę. Trzynastolatka pozbyła się wtedy każdej sukienki,
spódnicy, koszuli, bluzki, która była w jasnym odcieniu. Odrzuciła
wszystkie naszyjniki, pierścionki, kolczyki i bransoletki, które
nie należały do jej matki.
Jej
oczy nie błyszczały, usta nie uśmiechały się. W dworze zrobił
się cicho i ponuro, głos brunetki nie ozdabiał już bali
wyprawianych przez jej ojca i macochę, fortepian stał w zakurzonym
pomieszczeniu nie tknięty od trzech lat.
Ma
teraz szesnaście lat, tkwi na Peronie 9 i ¾
, naprzeciwko niej stoi
ojciec, obok niego macocha, która szlocha, ponieważ musi rozstać
się ze swoim najukochańszym synkiem, Edmundem. Każe mu
trzymać się z dala od
kłopotów, od tej Eileen Prince, która
zatruła jego młody umysł i jeżeli nie będzie mógł sobie z
czymś poradzić to ma pójść
do swojej starszej
siostry.
Ojciec
próbuje nawiązać z nią kontakt, pożegnać, życzy powodzenia,
prosi, aby zaprzyjaźniła się z Robertem Lestrangem
lub z Orionem
Blackiem. Ich rodzina jest rodziną czystokrwistych czarodziejów,
nigdy w niej nie było mieszańca, mugolaka, mugola. Od pokoleń byli
blisko z Malfoyami, Flintami
oraz Zabinimi. Spokrewnieni z jednym z braci Peverell, Ignotusem, co
oznacza, iż wisieli na
jednym drzewie genealogicznym z Salazarem Slytherinem, nie było to
jednak w pięknej linii prostej, nie można
było więc tego udowodnić
i się tym chwalić. Wystarczył im status szanowanej, bogatej
rodziny czarodziejów, chociaż chęć na więcej kłębiła się
gdzieś tam, w środku.
Ojciec
opuszkami palców dotknął
jej gardła, później przesunął je na policzek. Nie drgnęła,
choć skóra piekła ją na widmo wydarzeń sprzed kilku lat. Oczy
ojca były łagodne, przepełnione miłością i rodzicielską dumą,
lecz również smutkiem. Przyciągnął ją do siebie, zanurzył
twarz w jej włosach, chłoną jej zapach, bo poczuje go dopiero w
grudniu.
Była
kopią matki, nie miała w sobie nic z ojca. Włosy, oczy, nos, usta,
rysy twarzy, postura ciała. Jedyne co należało do niej to głos i
charakter, tak inny od
matki. Głos ma anielski, nie wysoki nie niski, idealny do śpiewania,
a z jej obecnym wyglądem tak bardzo do niej niepodobny. Jej matka
była słodką kobietą, zawsze uśmiechnięta, pełna radości.
Gdyby nie umarła, jej córka byłaby taka sama.
Odpowiadaj
na wszystkie listy, dobrze?,
żebrał, Nie tylko te
o ocenach lub składając życzenia. Proszę Cię, kochanie, tylko
Ty…
Nic
nie mów, przerwała
mu, i nie kłam, bo to
do Ciebie nie pasuje. Nie wracam w tym roku na święta.
Złapała
za kufer i nawet się nie obejrzała, gdy
ojciec wołał za nią, błagał. Od tego dnia minęły dwa tygodnie,
wiele się nie zmieniło, oprócz masy listów, która
właśnie paliła się w kominku. Nie przeczytała ani jednego z
nich, ale czuła, iż Edmund podejdzie do niej za kilka dni
przekazując gorzkie słowa ojca. Nie wyślą wyjca, do tego miała
pewność, byłaby to skaza na honorze ich rodziny.
Ogień
powoli przygasał, jej ciało było obolałe, szczęka przyzwyczajona
do ciągłego zaciskania zadowolona była ze zmiany. Nie zmrużyła
oka przez całą noc, leżąc w fotelu w tej samej pozycji, nie
zmieniając repertuaru gestów. Nie musiała się martwic zajęciami,
była sobota – od kilku godzin, jeżeli jej wewnętrzny zegar się
nie mylił – więc przysypianie na lekcjach nie będzie jej
dzisiejszym zmartwieniem.
Bardziej
martwiły ją plotki. Sama
mogła się o nich dowiedzieć tylko przy posiłkach, usłyszawszy
akurat rozmowę innych uczniów. Sama nie mogła się pochwalić
ogromną liczbą znajomych, głównie przez zmianę w swoim
zachowaniu. W trzeciej klasie była duszą towarzystwa, śmiałaby
powiedzieć, iż nawet Gryffoni gotowi byli się z nią umówić,
mimo przepaści między Domami. Wszystko się zmieniło, gdy
uświadomiła sobie, iż jest Ślizgonką.
Zajęło jej to trzy
lata, wymianę zdań z macochą i policzek od ojca. Ślizgoni dbają
tylko o swój interes, idą do celu po trupach, nie mają
przyjaciół tylko sojuszników.
Tego
sierpniowego dnia mała, rozpieszczona dziewczynka odkryła, co może
sprawić, że nikt nigdy więcej jej nie uderzy, nikt nie będzie jej
rozkazywać. Władza.
Pragnęła władzy. Uwięziła więc wrażliwość pod kloszem,
zbudowała mur, po czym rozpoczęła przygotowania. Nie chciała
zostać żoną
Ministra Magii lub samym Ministrem
Magii. Chciała
zmiany, zmiany, która pozwoliłaby jej być Królową,
marzyła o władzy
absolutnej. Wiedziała, iż jest to trudne do wykonania, była jednak
ambitna i przebiegła, a jej naturalne umiejętności oraz uroda
tylko ułatwiały jej zadanie.
Chciała
pozbyć się tych wszystkich zatrutych umysłów ze świata
czarodziejów. Nie obchodził ją
status krwi, interesowały ją umiejętności. Często zastanawiała
się, czy to dobrze, iż na jej roku są tylko dwie dziewczyny, ona i
Isabella Max. Gdzieś może się marnować ogromny potencjał, zaś w
Hogwarcie męczą się beztalencia. Uważała, że powinny być
podziały na roki – oczywiście – a dodatkowo na grupy:
podstawowa i zaawansowana. Część uczniów nie może dalej podążać
za materiałem, ponieważ profesorowie dają innym więcej czasu. W
Ministerstwie było podobnie. Na najwyższych stanowiskach zasiadali
najbogatsi, a nie najbardziej wykwalifikowani.
W
osiągnięciu celu przeszkadzała jej tylko jej płeć. W obu
światach trwała wojna, lecz tylko w mugolskim kobiety mogły zacząć
pracować na równi z mężczyznami, zyskiwały prawa, o
których śniła.
Gdybym
tylko doszła do władzy,
pomyślała.
-
Kogo to moje piękne oczy
widzą? - usłyszała. Oderwała spojrzenie od czerwonego żaru i
leniwie zwróciła je na mówce.
O
tył fotela opierał się Malfoy, jego szare oczęta błądziły po
jej odkrytych nogach i nagim dekolcie. Włosy miał potargane, szaty
rozpięte, pachniał lasem. Przeniosła wzrok na chłopaka za
Malfoyem. Zazwyczaj perfekcyjnie ulizane włosy Notta, porozrzucane
na wszystkie strony świata, mundurek rozpięty, buty ubrudzone były
w błocie. Nie musiała
spoglądać na trzeciego z nich, aby wiedzieć gdzie byli.
-
Powinnam wam teraz odjąć punkty za szlajanie się po Zakazanym
Lesie w czasie ciszy nocnej – powiedziała nie komentując jego
wcześniejszej wypowiedzi.
-
Odjęłabyś punkty własnemu Domowi? - wtrącił Nott z rechotem.
Brunetka wstała, poprawiła koszulę nocną tak, że teraz opadała
jej za kolana i zacisnęła usta w cienką linię, co w przypadku jej
ust było ogromnym wyczynem.
-
Z tego jestem znana, Nott – odpowiedziała spokojnym, ale
stanowczym tonem. - Co wam w ogóle przyszło do głowy, aby to
zrobić? Jeżeli zaginęlibyście w Zakazanym Lesie nie byłoby
nieziemsko, choć muszę przyznać, iż wizja ta jest kusząca.
-
Och – zamruczał Malfoy. - Martwiłabyś się?
-
Nie miałabym o kogo, Malfoy. Jesteście zdolnymi
czarodziejami, Ślizgonami, nie tchórzami. Wrócilibyście żywi, bo
jak nie, to bym was wskrzesiła i zamordowała ponownie. To co by
mnie martwiło to zamknięcie szkoły. Po wydarzeniach sprzed dwóch
lat byłoby to bardzo prawdopodobne.
-
Pamiętam dokładnie jak patrzyłaś z odrazą na to wszystko.
Biednej Lizzy też się dostało, kiedy powiedziała, że szlamy
dostaną za swoje. Wiesz, że po tamtej rozmowie z Tobą zamknęła
się w sobie? Myślała nawet, aby przenieść się do dormitorium
trzeciego roku – zakpił Cantankerus, zajmując poprzednie miejsce
dziewczyny.
Uniosła
brwi do góry, uwolniła pełne wargi, uraczyła go spojrzeniem
pełnym pogardy. Nott był dobrym czarodziejem, nie wybitnym, lecz
nadal pożytecznym i brunetka mogła jedynie jęczeć na jego ego, ni
więcej ni mniej. Cantankerus miał z nią wiele zajęć, ku jej
rozpaczy, mogła zatem przyglądać się jego rozwojowi. Wiedziała,
iż bez męża się nie obejdzie, ale potrzebowała kogoś równego
niej, a Nott był daleko w tyle.
-
Mówisz to jakbyś miał nadzieję, że mnie to poruszy. Isabella
wyraziła swoje zdanie, a ja swoje. Powinna myśleć zanim coś
powie. Jej przeprowadzka byłaby mi tylko na rękę. Poruszę z nią
ten temat podczas śniadania, dziękuję za cenną uwagę, Nott.
Zauważyła
jak chłopak mruga kilkakrotnie, nim z jego ust wydostał się
śmiech. Cantankerus był pogodnym chłopakiem, co zastanawiało
dziewczynę, ponieważ psoty nie należą do Slytherinu. Tiara
Przydziału nigdy się nie myli, wystarczyło spojrzeć na nią i na
to, co się stało, gdy objęła swoje wewnętrzne ja.
-
Jesteś taka pocieszna! - Przechyliła głowę w bok. Nie rozumiejąc,
o co mu chodzi. Jej oczy wyrażały zdumienie, brwi prawie się ze
sobą witały, usta delikatnie rozchylone. Mówili, iż jest
bezduszna, oziębła, na jej twarzy zawsze grymas niezadowolenia.
Skąd wzięło się pocieszna? - Jesteś taka rozkoszna! Muszę
Cię przytulić!
Odsunęła
się kilka kroków w bok, omijając jego uścisk, nie zauważając
jednak stojącego za nią Prefekta Naczelnego. Wpadła na niego, a on
zdążył ją złapać nim upadła. Jego dłonie ściskały mocno jej
ramiona. Magia wirowała w jej podbrzuszu, buzowała w jej krwi,
nawet jej fale dostały dawkę. Prefekt Naczelny nie jest kimś, kogo
można lekceważyć, a dziewczyna musiała być gotowa na wszystko.
-
Nott, wystarczy – szepnął miękko, a jego towarzysze przypomnieli
sobie o jego istnieniu. Brunetka wyrwała się, kiedy on nie miał
zamiaru jej puścić. - Przepraszam, panno Travers, Nott wydaje się
nie być dzisiaj sobą.
W
jego głosie mogła usłyszeć zapowiedź bólu. Po jej grzbiecie
przebiegł dreszcz, całą ją sparaliżowało. Zawsze unikała
Prefekta, starała się nie patrzeć mu w oczy na spotkaniach, nigdy
nie patrolowali razem, na powitanie tylko kiwała głową. Coś był
z nim nie tak, dziewczyna nie mogła tego określić, lecz uczucie
nadal trwało. Ten rok miał być inny, ona miała być inna,
silniejsza, lecz jego magia…
-
Nic nie szkodzi, Riddle – uniosła głowę, butelkowa zieleń
spotkała się z czekoladowym brązem. Zmieniła postawę, plecy
wygięte w perfekcyjny łuk, pierś wypięta do przodu, podbródek
wysoko w górze. - Znam Notta od dawna i jego brak manier nie jest mi
obcy.
Ciekawość
błysnęła w jego szkiełkach, a panna Travers traciła grunt pod
nogami. Najwyraźniej nie tylko kobiecość była jej przeszkodą do
absolutyzmu, lecz również Riddle.
Jak
ktoś może mieć tak mroczną aurę?, dumała, nie dostrzegając
jak chłopak lustruje ją wzrokiem, Nazywają mnie Czarną
Królową, a kajam się przed nim jakby był samym Królem.
Nie
uległa żądzy, nie uległa, nie odwróciła wzroku. Nawet,
kiedy Nott zaczął przepraszać za swoje zachowanie, co wcześniej
się nie zdarzyło. Dopiero słowa Malfoya odwróciły jej uwagę od
Prefekta.
-
Co robisz tutaj tak wcześnie? - spytał, po czym spojrzał na
zegarek. - Jest dopiero kilka minut po piątej.
-
Dziękuję za przypomnienie, Malfoy – powiedziała, a kąciki jej
ust uniosły się delikatnie. - Odejmuję czterdzieści punktów od
Slytherinu, dwadzieścia od Ciebie i dwadzieścia od Notta, za nie
przestrzeganie zasad i wychodzenie z zamku podczas ciszy nocnej.
-
Mal, nie bądź taka! - jęknął Malfoy. - Przyjaźniliśmy się
przecież w dzieciństwie, no nie? Pamiętasz jak nosiłem Cię na
baranach, bo bolały Cię nogi?
-
Nie - rzuciła krótko. – I nie nazywaj mnie Mal.
-
Tom nie został ukarany - napomknął Nott. - Dlaczego?
-
Masz mnie za idiotkę? Riddle jest Prefektem Naczelnym, jego nie mogę
ukarać z trzech prostych powodów, nie licząc najzwyklejszego
faktu, iż prefekci nie mogą odejmować sobie nawzajem punktów. Po
pierwsze, jego stan jest nienaganny w przeciwieństwie do was, więc
wcale nie musiał być w Zakazanym Lesie razem z wami. Po drugie, na
pewno nie chce mieć wroga w kimś kto ma zaufanie wszystkich
nauczycieli w Hogwarcie. Po trzecie, nie drażni się czarodziei
potężniejszych od siebie.
-
Czy Ty wiesz, że właśnie przyznałaś… - Malfoy miał kłopot z
wykrztuszeniem z siebie reszty zdania, ale szybko się
zrehabilitował, widząc jej minę. - Mal, właśnie przyznałaś, że
ktoś ma nad Tobą władzę. Powiedziałaś, że Tom jest lepszy,
nauczyciele ufają bardziej jemu niż Tobie. Na dodatek…
skomplementowałaś go.
Westchnęła
ciężko. Nie sądziła, iż ta rozmowa zajdzie tak daleko. Była
zmęczona, oczy piekły ją od brak snu, ciało domagało się
kąpieli – najlepiej szybkiego, lodowatego strumienia – a oni
wciąż naciskali.
-
Nie powiedziałam nic, co nie byłoby prawdą. Jest ode mnie starszy,
bardziej doświadczony, ma tytuł Prefekta Naczelnego i to jemu
nauczyciele by zaufali. On karmi ich słodkimi kłamstwami, Abraxas,
manipuluje nimi. Potrafię rozpoznać węża, kiedy go widzę. Ma
dar, którego ja nie mam i go wykorzystuje. Gdybyście się bardziej
skupili, moglibyście wyczuć jak jego magia atakuje moją. Nasze
umiejętności się różnią, to prawda, lecz nigdy nie
powiedziałam, że jest ode mnie lepszy. Jest potężniejszy, to
fakt. Nie oznacza, że taki stan rzeczy pozostanie na długo –
Posłała im ślizgoński uśmieszek, nie zwracając uwagi na Toma. -
Powiedziałam, że wygląda nienagannie. To zwykłe stwierdzenie, nie
komplement. I nie nazywaj mnie Mal.
W
Pokoju Wspólnym zapanowała cisza. Travers zdawała sobie sprawę z
wagi jej słów. Postawiła się na równi z mężczyzną, w tle
obiecała również, iż kiedyś zdobędzie większą władzę niż
on. Macocha zbeształaby ją na miejscu, kazałaby przeprosić,
chociaż nazwisko Riddle na pewno nie miało nic wspólnego z
szanowaną rodziną czarodziei. To zaczęło zastanawiać pannę
Travers. Jakie korzenie mógłby mieć Prefekt Naczelny? Skąd w
ogóle pochodził i czemu jego rodzice dali mu takie słabe
imię?
Nie
zdążyła zadać sobie więcej pytań, kiedy rozbrzmiał najbardziej
przerażający śmiech jaki w życiu słyszała. Magia wydostała się
z jej ciała kolejny raz. Czuła jak gładzi jej skórę, próbując
ją uspokoić, aczkolwiek nic to nie dało. Moc rozlała się po niej
całej od głowy do stóp.
-
Travers, Twoje włosy… - zaczął Nott, lecz nie skończył swojej
wypowiedzi.
-
Przyjmuję wyzwanie, panno Travers – oznajmił Riddle. - Będę
czekał na nasz ostateczny pojedynek z niecierpliwością. I
wszystko, co powiedziałaś, panno Travers, przyjmuję jako wysokiej
rangi komplement. Nie zrobię Ci krzywdy, więc możesz wyciszyć
emisję magii.
-
To nie takie proste, Riddle – warknęła, po czym prędko wróciła
do stoickiej postawy. - Moja magia wyczuwa w Tobie zagrożenie i
reaguje. Nie przestanie, dopóki nie będę w bezpiecznej odległości
od Ciebie.
-
Wiń za to swoich przodków, Mal – zażartował Malfoy. Mijając
ich, posłała mu jeszcze piorunujące spojrzenie, a następnie
zniknęła w korytarzu do damskiego dormitorium. Idąc w stronę
pokoju, mogła jeszcze usłyszeć jak Malfoy dowcipkuje o kompleksie
Meduzy, na co Nott zareagował rechotem.
Weszła
do pomieszczenia, zamykając za sobą cicho drzwi. Isabella spała, a
brunetka nie chciała, aby się obudziła. Wyciągnęła z kufra
bieliznę, bordową koszulę i głowiła się, czy powinna założyć
spodnie, czy nie. Jeszcze żadna dziewczyna w szkole nie pokazała
się w spodniach, a Travers chciała być pierwsza. Decyzję podjęła
szybko. Złapała czarne, szerokie spodnie z wysokim stanem, obcasy
oraz kosmetyczkę, po czym ruszyła w stronę łazienki.
Spojrzała
na swoje odbicie w lustrze. Podkrążone oczy, zaczerwienione białka,
poszarzała cera. Dwie noce pod rząd bez snu i o to, co się dzieje
z człowiekiem. Panna Travers znała dobre zaklęcia lecznicze, które
mogą naprawić jej kondycje bez kilku godzin odpoczynku. Chwyciła
za różdżkę, przejechała nią po zamkniętych powiekach, pod nimi
i po buzi. Wszystko wróciło do normy, a ona mogła wziąć
upragniony prysznic i zaplanować pierwsze godziny dnia.
Po
uszykowaniu się pójdzie do biblioteki, dokończy pracę z
zielarstwa, napisze esej o Veritaserum dla Slughorna i jeżeli
starczy jej czasu przed śniadaniem, to poszuka książek, które
pomogą jej w napisaniu rozprawki na Transmutację. Biblioteka
otwarta jest od szóstej, oznacza to, że będzie miała czas do
dziewiątej na skończenie wyznaczonych zadań i gdyby nie to, iż
Slughorn zażyczył sobie wydobycie informacji o eliksirze prawdy i
wypisie tego na dziesięciu kawałkach pergaminu, to skończyłaby
wszystko do śniadania, później miałaby czas na powtórzenie
materiału na Obronę Przed Czarną Magią, choć jej mały talent
tego nie wymagał. Wolała mieć wszystko pod kontrolą, jednakże
jeżeli zabraknie jej czasu na przeczytanie Tajemnice Szlachetnego
Pana SS to zrezygnuje z powtórki na rzecz tej małej
przyjemności.
Ową
książkę znalazła w rodowej bibliotece pod koniec wakacji. Była w
połowie Jak rozumieć czystość krwi? Także zostawiła ją
sobie na pobyt w Hogwarcie. Lekturę zaczęła w pociągu i już po
pierwszej stronie wiedziała, że czyta o swoim dalekim przodku.
Postanowiła nacieszyć się nią trochę dłużej i pochłaniała
tylko jeden rozdział dziennie. Cierpliwość pozwalałaby jej na
ominięcie tego rozdziału i przeczytanie dwóch następnego dnia,
ale tytuł ją tak bardzo zachęcał! Czystość krwi, a magia
mugolaków wabiło dziewczynę od przejrzenia spisu treści.
Zawsze
była ciekawa, co spowodowało u Salazara Slytherina tak wielką
niechęć w stosunku do czarodziei i czarownic urodzonych wśród
Mugoli. Uczucie to nie mogło wziąć się z powietrza,
czarnoksiężnik, mimo swoich wad nie był głupcem. Coś musiało
się stać, a panna Travers nie potrafiła odpuścić po wyznaczeniu
misji.
Wyszła
spod strumieni, dokładnie wytarła wodę z ciała, po czym ubrała
się. Włosy upięła w koka, przypominającego falę – fryzura ta
była modna w ostatnim czasie, aczkolwiek nie pasowała do każdego –
oczy podkreśliła czarną kredką, a usta krwistoczerwoną szminką.
Użyła czarów, by wszystko przetrwało kilkanaście godzin i była
gotowa do wyjścia.
W
dormitorium założyła buty na obcasie, które dodawały jej
dziesięć centymetrów, co przy jej wzroście – metr
siedemdziesiąt trzy – sprawiało, że mogła patrzeć na wielu
chłopców z góry lub spoglądać prostu w oczy bez unoszenia głowy.
Dawało jej to poczucie uznania, zupełnie jakby wzrost był
wyznacznikiem potęgi, a nie umiejętność wykorzystywania magii.
Spojrzała
na zegarek. Za pięć minut skończy się cisza nocna i będzie mogła
bez zmartwień udać się do biblioteki. Spakowała potrzebne
przyrządy do torby, zawiesiła ją sobie przez ramię i wyszła.
Przechodząc przez Pokój Wspólny przypomniała sobie konwersację
jej i Ślizgonów.
Nott
jak zwykle radosny, Malfoy bez zmian – irytujący. Zgryz powstał
dopiero przy Tomie. Jego magia doprowadzała jej bariery do
uwolnienia, a tego nienawidziła. Zazwyczaj potrafiła się
kontrolować, nie miała problemu z okiełznaniem swojej mocy, tak
przynajmniej sądziła. Nie słuchała swojej mamy, gdy opowiadała
jej o ich kobiecych przodkach, miała wtedy osiem lat i bardziej
interesowało ją to, czy dzisiaj pozwolą jej wziąć na miotłę.
Mało z tego pamiętała i znała tylko dwie najbardziej znane
czarownice z jej rodu, rodu jej matki. Była to właśnie Meduza i
czarownica, od której jej rodzice zapożyczyli imię dla niej.
Meduza
była najstarszym znanym jej przodkiem. Mama mówiła, że była
piękną kobietą, która służyła bogini Atenie w świątyni.
Swoim urokiem zwabiła boga mórz i oceanów, Posejdona. Oczywiście,
zrobiła to nieświadomie. Posejdon zauroczony jej wdziękami,
posiadł ją na stole ofiarnym, co niekoniecznie podobało się
Atenie. Ukarała Meduzę, czyniąc z niej potwora z łuskami zamiast
skóry i wężami na miejsce włosów.
Meduza
była niezwykle silną czarownicą. Rzuciła na siebie urok, dzięki
któremu jej spojrzenie zamieniało każdego młodzieńca w kamień.
Umarła po wydaniu na świat córki, zabita przez Perseusza.
Rozbudzić
jej geny mogą jedynie osoby o ogromnym pokładzie magii, mówiła
mama, jeśli którejkolwiek z jej potomkiń by się to udało, nie
sądzę, aby zaznała wtedy szczęścia, ponieważ ten, który je
rozbudzi jest tym najbardziej niebezpiecznym, lecz zarazem tym, który
będzie potrafił zapanować nad nią całą: nad jej sercem i nad
jej duszą.
Głupiutka
mamusia, pomyślała zbliżając się do drzwi biblioteki, żeby
wierzyć w takie brednie. Może i mam w sobie cząstkę Meduzy
jako jej dziedziczka, lecz jej dar nie miał prawa przejść na mnie,
a wydarzenie z rana, to tylko pulsująca we mnie magia, nalegająca
na oswobodzenie.
Przywitała
się z panią Broyrin, bibliotekarką i znalazła sobie miejsce na
samym końcu czytelni. Rozłożyła pergaminy, kałamarz, pióro oraz
potrzebne książki na stoliku, po czym rozpoczęła pracę.
Jeśli
dobrze pójdzie, pocieszała się w myślach, to przeczytasz
upragniony rozdział. Postaraj się!
Gdyby
była bardziej skupiona na otoczeniu, mogłaby dostrzec parę
brązowych oczu wpatrujących się w nią z zaciekawieniem. Gdyby
była bardziej uważna, poczułaby jak jej włosy próbują wydostać
się z koka pod wpływem tego spojrzenia. Gdyby słuchała matki,
wiedziałaby, że jej magia zaplotła nierozłączalny węzeł z
inną.
*♦*♦*
Weszła
do Wielkiej Sali dumnym krokiem, ignorując zdumione spojrzenia.
Szukała wzrokiem blond czupryny jej towarzyszki z dormitorium.
Siedziała przy stole z dziewczynami z piątego roku. Podeszła do
nich.
-
Isabello – dotknęła jej ramienia. Blondynka wlepiła w nią swoje
błękitne oczęta wciąż nie wierząc w to, co widzi. - Nott
poinformował mnie, iż od czwartej klasy Twoim pragnieniem jest
przeniesienie się do dormitorium naszych młodszych koleżanek,
jednak Twoja nieśmiała natura uniemożliwiła Ci to. Jeżeli
czujesz potrzebę przeprowadzenia się, nie widzę problemu. Postaraj
się zrobić to przed obiadem. Życzę smacznego.
Nie
pozostawiła miejsca na dyskusję. Brzmiał to jak przyjacielska
rada, jednak wszyscy wyczuwali w tym chłód. Isabella nie będzie
miała innego wyboru jak przenieść się. Po prawdzie odpowiadały
jej warunki w jakich mieszkała. Travers rzadko bywała w pokoju,
czasami nawet nocą jej łóżko było zaścielone. Rzeczywiście,
dwa lata temu była niezadowolona, ale po dłuższej chwili zaczęło
jej to odpowiadać. Powinna wiedzieć, że Nott na pewno jej to
powie, jednak nie przejmowała się tym wtedy. Dlaczego to zrobił?
Dlaczego z nią rozmawiał? Isabella nie wiedziała i nie chciała
wiedzieć. Poznanie tej tajemnicy nie jest warte rozzłoszczenia
Czarnej Królowej.
Panna
Travers upatrzyła sobie idealne miejsce na zjedzenie śniadania. Nie
za daleko od plotkujących uczniów i nie za blisko nich. Już prawie
była na miejscu, kiedy usłyszała wołanie.
-
Mal, chodź usiądź z nami!
Wielka
Sala wydawała się być zamrożona. Travers przybyła na posiłek w
spodniach, a teraz Abraxas Malfoy zaprasza ją do wspólnego
spędzenia czasu? Dziewczęta zieleniały z zazdrości, aczkolwiek
nie mogły nic z tym zrobić. Próba skrzywdzenia brunetki nie
skończyłaby się tak jak by tego chciały i to pewnie one
wylądowałyby w Skrzydle Szpitalnym. Wróciły więc do jedzenia,
nie oczekując od niej odpowiedzi, a reszta podążyła za nimi z
przekonaniem, iż nie może wydarzyć się już nic bardziej
niepokojącego w ich życiu.
Brunetka
przystanęła, stukot obcasów ustał. Przywitała się z profesorami
i dyrektorem kiwnięciem głowy, a następnie odwróciła w stronę
Malfoya. Została postawiana w niezręcznej sytuacji i niegrzecznie
byłoby odmówić. Nie lubiła robić tego, czego wymagali od niej
ludzie, aczkolwiek nie była jeszcze Królową, więc musiała
zachować chociaż pozory.
-
Nie nazywaj mnie Mal, Abraxas – zażądała, siadając naprzeciwko
niego i Riddle'a, a obok Notta.
-
Nie bądź taka, Mal! Zobacz jak idealnie do siebie pasujemy! Mal i
Malfoy! Zostaliśmy połączeni w niebie!
-
Masz na imię Mal, panno Travers? - spytał Riddle, wtrącając się
do rozmowy. - Wszyscy zawsze używają Twojego nazwiska lub
zdrobnienia, a podczas wywieszania listy i obowiązków Prefektów są
tylko pierwsze litery imion i nazwisko. Jeszcze ze sobą nie
współpracowaliśmy, prawda? Chciałbym również dodać, iż
wygląda panienka dziś fenomenalnie.
Zacisnęła
szczękę. Zauważył, a to oznacza wspólny patrol w najbliższym
czasie. Powinien przestać z tą chłodną uprzejmością, przez nią
właśnie dziewczęta się za nim nie uganiają tylko za Malfoyem.
Nałożyła na talerz tost, posmarowała go dżemem, nalała sobie
wody do kielicha i dopiero po tym odpowiedziała:
-
Dziękuję, Riddle. Ty także prezentujesz się pierwszorzędnie –
odpowiedziała na pochlebstwo z taką sama, a może nawet i większą
dawką rezerwy. - Zgadza się, nie mieliśmy jeszcze wspólnego
patrolu. Wymieniałam się pomiędzy Krukonami, a Gryffonami. Byłam
jedynym wężem, który mógł ich znieść i zarazem jedynym, który
został zaakceptowany. I nie, nie mam na imię Mal.
-
Więc jak mogę się do Ciebie zwracać? - naciskał, spostrzegając,
że przejrzała jego grę. Posłała mu wymuszony uśmiech, który
zazwyczaj działał na nauczycieli.
-
Travers jest w porządku – zapewniła go. Upiła łyk wody i
ugryzła kawałek chleba. Czerwień błysnęła w tęczówkach
Riddle'a , zaś ona od razu się napięła. Mogła zobaczyć jak jego
palce zaciskają się na widelcu, usta tworzą cienką linię.
Kolejny powód dla którego to nie jego wybierają dziewczyny: ujmuje
za serce wyłącznie nauczycieli. Rówieśnicy, wyczuwają jego aurę
– ciemną, silną, mroczną – widzą go przecież poza zajęciami.
-
Chciałbym, abyśmy mówili sobie po imieniu – wyszeptał.
Przełknęła ślinę, oblizała dyskretnie usta z dżemu i
odepchnęła talerz. Straciła apetyt.
-
Nie lubię ani Twojego ani swojego imienia – wyznała po chwili
namysłu. Po tym jak owe zdanie zostało przez nią wypowiedziane,
Riddle odłożył sztuciec i stał się niepokojąco odprężony. -
Zupełnie do Ciebie nie pasuje, jest pospolite, zwyczajne, a Ty
jesteś wyjątkowy. Masz może drugie imię, Riddle?
-
Marvolo.
-
I to jest mocne imię – stwierdziła. - Maleficenta Victoria
Travers. Stąd to Mal. Proszę, nie przechodźmy na Ty.
Cantankerus
pochwycił skrawek jej koszuli w niemym upomnieniu, a Abraxas błagał
ją spojrzeniem, aby nic już więcej nie mówiła. Poruszyła się
niespokojnie na ławce, serce zabiło mocniej, już nie czuła się
Panią.
-
Maleficento, mów do mnie Tom – wymruczał, zanim wstał. Szedł ku
wyjściu z Sali, lecz zatrzymał się w drodze, zawrócił i pojawił
się tuż przy Maleficencie. - Postaram się zorganizować nam
wspólny patrol już wkrótce, bądź cierpliwa.
Jego
głos ostry niczym brzytwy ranił jej uszy. Oczy Maleficenty
szczypały, sugerując nadchodzący wybuch. Zamrugała kilkakrotnie,
pozbywając się łez. Dlaczego nie wydusiła z siebie żadnej
sensownej odzywki? Przecież mogłaby!
Zerwała
się, a następnie ruszyła za Tomem, nie zważając na krzyki
Malfoya i Notta. Dogoniła Prefekta Naczelnego przy schodach do
lochów. Złapała go za ramię i pociągnęła w swoją stronę tak,
że prawie stykali się nosami. W tych butach była jego wzrostu, ich
oczy na idealnej wysokości. Zignorowała jego przyjemny zapach i
odległość jaka ich dzieliła. Wciągnęła powietrze, a na wydechu
– przed truchtem w stronę biblioteki – wycedziła:
-
Może i jesteś Prefektem Naczelnym, pupilkiem nauczycieli i
perfekcyjnym czarodziejem, ale niedługo to ja będę górować, to
ja będę podsycać ogień. Jestem Królową, Riddle. A Ty kim
jesteś?
Cytat: C.J Daugherty "Wybrani"
Od Autorki: Nigdy nie sądziłam, że powrócę na blogosferę z takim repertuarem, naprawdę. Zawsze trzymałam się anime (Naruto, SasuSaku), a teraz jestem tutaj i piszę fanfiction o Voldemorcie. Od zawsze go kochałam i wiele materii, które były przedstawione w książce bardzo mi nie odpowiadały, chciałam je zmienić i może uda mi się to dobrze zrobić. Więcej o opowiadaniu na pewno dowiecie się, kiedy dodam odpowiednie zakładki. Tylko zmienię szablon czy coś. Nie wiem jeszcze gdzie, co i jak, ale się postaram! :)
Od Autorki: Nigdy nie sądziłam, że powrócę na blogosferę z takim repertuarem, naprawdę. Zawsze trzymałam się anime (Naruto, SasuSaku), a teraz jestem tutaj i piszę fanfiction o Voldemorcie. Od zawsze go kochałam i wiele materii, które były przedstawione w książce bardzo mi nie odpowiadały, chciałam je zmienić i może uda mi się to dobrze zrobić. Więcej o opowiadaniu na pewno dowiecie się, kiedy dodam odpowiednie zakładki. Tylko zmienię szablon czy coś. Nie wiem jeszcze gdzie, co i jak, ale się postaram! :)
Jeżeli znajdziecie jakieś błędy, coś wam się nie spodoba, macie jakieś uwagi, cokolwiek - piszcie, a ja postaram się to poprawić. :)
Buziaki, Halszka :*
Cudo, cudo, cudo. Po prostu grzechem nie byłoby przeczytać Fan Fiction o swojej ulubionej postaci książkowej, na dodatek tak dobrego. Dziewczyno, naprawdę masz talent! Wow...składam wielki pokłon.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Mal, widać, że ostra babka, nie da sobą pomiatać. Takie bohaterki uwielbiam! I jeszcze ten "pseudonim" Królowa...no nie mogę się doczekać co Riddle jej odpowie, ale mam nadzieję na więcej scen z tą dwójką. Boże Nott i Malfoy tak bardzo mnie wkurzają, niech się odczepią od biednej Mal.
Po takim rozdziale jestem gotowa na więcej i liczę, że szybko się pojawi :D Będę wiernie czytać i zaglądać.
Mam nadzieję, że mogę się zareklamować na razie tutaj. Więc skoro lubisz tematykę HP i Ślizgonów, to zapraszam do siebie na drugie opowiadanie :3
http://dwaobliczasmierciozercy.blogspot.com/
Dziękuję! :* Widzę, że zdrobnienie imienia Maleficenta się przyjęło. Travers nie byłaby zadowolona. ;)
UsuńCo ja mogę powiedzieć? <3 Jestem dumna! Tak trzymaj, bo masz niezwykły talent! Mam nadzieję, że kiedyś to wykorzystasz!
OdpowiedzUsuńNie ma to jak siostra, która czyta coś Twojego pierwszy raz od kilku lat. ;) Dzięki, Kinguś :*
Usuń