poniedziałek, 30 listopada 2015

3. (Po)Strach Królowej


3. (Po)Strach Królowej

"Kobieta jest organizmem ultradoskonałym.
Potrafi się regenerować po ekstremalnie ciężkich
doświadczeniach. Przetrwa wszystko."


Jesienne Słońce ogrzewało jej ciało, wiatr powiewał sukienką za kolana, płaszcz rozkloszowany od tali w dół nie był zapięty. Poprawiła ogromny, czarny kapelusz, który komponował się z resztą jej ciemnego stroju. Stała przy wyjściu z Hogwartu, na jej twarzy wymalowany spokój, postura luźna, nic nie wyróżniającego się, a jednak tak odmiennego.

Maleficenta nigdy wcześniej nie czekała na nikogo, to oni zawsze czekali na nią. Pojawiła się pod Bramą punktualnie, a jednak jej randki nie był na miejscu. Obiecał, że zabierze ją do Trzech Mioteł, gdzie prawdopodobnie spotka się z ojcem, a następnie miał jej towarzyszyć do księgarni oraz po nowe szaty.

Nie wierz mężczyzną, kochanie, powiedziałaby jej matka, większość z nich jest chamska, obleśna i odpychająca.

Na pytanie, Czy nawet tata jest chamski, obleśny i odpychający?, odpowiedziałaby:

Nie, kochanie. Twój tatuś jest wyjątkowym mężczyzną, który do końca swojego życia będzie kochał tylko trzy kobiety: swoją mamę, mnie i Ciebie. Obiecał mi to, kiedy się urodziłaś, a Twój tato nigdy nie łamie obietnic.
Maleficenta pamiętała rozmowę z matką. Ojciec kłamał tak jak wszyscy. Nie zasługiwał na kobietę taką jak mama, nie zasługiwał na córkę taką jak ona. Starała się być dobrą pasierbicą dla macochy, jednak sześć lat życia w cieniu, ignorowana przez własnego ojca na rzecz młodszego rodzeństwa, było bolesne. Czarownica dziękowała Merlinowi, że nie mają dziecka razem, wtedy nawet Edmund zostałby zapomniany.

W dzieciństwie brunetka nie miała za co się obrażać. Została wychowana tak, aby kochała to, co ma. Nie brakowało im pieniędzy, aczkolwiek nigdy nie była rozpieszczana, dlatego cieszyły ją najmniejsze drobnostki. Świeciło Słońce, Maleficenta zbierała kwiaty, robiła z nich korony dla rodziców – Króla i Królowej – i dla siebie, Królewny. Padał deszcz, biegała po ogromnym balkonie, nie zważając na protesty ojca. Mama dołączała do niej minuty później i razem tańczyły w strumieniach. Wchodziła na drzewa, zakładała chłopięce spodnie, pokazując przy tym nogi, wolała latać na miotle razem z Blackiem i Nottem niż bawić się lalkami z rówieśniczkami.

Jej perfekcyjny świat skończył się, kiedy miała dziewięć lat, a mama zachorowała. Jej cierpienie nie trwało długo, zaledwie tydzień i tak zostawiła swoją córkę z marzeniami, które nie miały prawa się spełnić. Rok później, równo w rocznicę śmierci mamy, ojciec przyprowadził do domu piękną kobietę. Powiedział, iż za trzy miesiące będzie ona jej nową mamą.

Kobieta uśmiechnęła się, przeszła obok niej bez słowa i zaczęła zarządzać zmiany. Protesty małej dziewczynki nic nie dawały, przyszła macocha była nieugięta, a ojciec stawał po jej stronie. Na jej sercu pojawiła się rysa, a kilka lat później pękło ono doszczętnie i nikt nie był w stanie ich ze sobą na nowo połączyć.

- Spóźniłeś się – powiedziała, pomijając innych Ślizgnonów. - Mieliśmy się tutaj spotkać o dziesiątej, a jest już dziesięć po. Jeżeli jest coś ważniejszego ode mnie, to wystarczyło odmówić, poprosiłabym kogoś innego.

- Przepraszam – wymamrotał z zakłopotaniem. - Nie ma niczego ani nikogo ważniejszego od Ciebie, Maleficento, uwierz mi. Chłopcy proponowali mi wspólne wyjście do Hogsmeade, odmówiłem – rzecz jasna – aczkolwiek domagali się personaliów osoby mi akompaniującej. Jak zapewne się domyślasz, nie udało mi się czmychnąć bez podzielenia się z nimi tą wiedzą.

- Nic nie szkodzi, Alphardzie – zapewniła. - Po wczorajszym wieczorze przywykłam do waszego towarzystwa, choć uważam je w chwili obecnej za zbędne.

Spojrzała na Ślizgonów. Nott uśmiechał się głupkowato, chociaż został przed momentem obrażony, na policzkach miał rumieńce – był zawstydzony albo było mu gorąco, Maleficenta nie była pewna – dłonie w kieszeniach płaszcza. Czarownica o mało nie wybuchnęła śmiechem na jego widok. Wyglądał jak Charlus Potter, szukający Gryffindoru, z tą swoją szopą na głowie.

Obok niego stał Malfoy. Długie platynowe włosy ulizane do tyłu, dumna postawa, rozbawione spojrzenie. Ich rodziny znały się bardzo dobrze od wieków, ale Abraxas nie zaproponował jej przyjaźni, ona jemu również. To pewnie przez to, że lepiej radziła sobie na miotle niż on.

Za nimi parę kroków był Riddle. Bez płaszcza, w grubym, brązowym swetrze i koszuli pod tym. Wraz z powrotem jej przyjaciół powróciło serce, które pękało na widok chłopaka. Było cieplej niż w zeszłym tygodniu, to fakt, lecz nie na tyle, aby paradować w takim stanie!

Mogła się go bać, mogła być czujna, lecz bez niego nie znała sposobu na nieśmiertelność. Musiała tylko nakierować go w odpowiednim kierunku, nie wyobrażała sobie masakry mugoli i mugolaków, nie ważne jak paradoksalna była jej osobowość. Na dodatek, jej cechy charakteru sprzed kilku lat ujawniały się i Maleficenta nie miała nic przeciwko, dopóki dopóty miała przy sobie Alpharda i Cantankerusa. Nie chciała już nikogo stracić.

- Spójrz na to z innej strony – zaczął Abraxas. - Kiedy Ty będziesz rozmawiać z panem Traversem, my nie odstąpimy go na krok, a później pomożemy Ci z wyborem nowych ubrań i dopilnujemy, abyś nie musiała dźwigać sama tych wszystkich książek.

- Powiedzieliście im? - zapytała, patrząc z wyrzutem na Alpharda i Cantankerusa. Spod ronda kapelusza nie było widać jej przygaszonego spojrzenia. Godzinę spędziła na swobodnej pogawędce ze Ślizgonami, nie poruszając tematu Śmierciożerców, chociaż emocje nie opadły. Po tym jak Malfoy, Riddle i Dołohow ich opuścili, powiedzieli sobie wszystko. W granicach zaufania, oczywiście. Jak Maleficenta się przekonała, nie miała podstaw, aby im wierzyć.

- Maleficento, nie miałem wyboru… - wymamrotał Nott. - To nie tak, że nie chciałem zachować tego w tajemnicy. Jedną z zasad Rycerzy jest…

- Nie jesteście już Rycerzami! - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła z terenu Hogwartu.

Może zachowywała się irracjonalnie, może wyolbrzymiała obecną sytuację, lecz po wszystkim, co ją spotkało, sądziła, że może w końcu odetchnąć. Najwyraźniej traciła rozum. Ból, wszystko co zrobiła przez ostatnie kilka lat, brak miłości oraz zdrada za zdradą uczyniły ją taką jaka jest. Jednakże odrobina światła sprawiła, że stała się ćmą, łaknącą ciepła.

Nigdzie nie pasowała permanentnie. Była za mało empatyczna według większości jej rówieśników, a dla drugiej części za mało okrutna. Sama pogubiła się w tym jaka była naprawdę. Czy zbudowany przez nią mur kruszał? Czy podoła wymaganiom?

Nikt nie jest samowystarczalny, Maleficento, matka ucałowałaby jej czoło, nie musisz radzić sobie ze wszystkim sama. Jesteś wyjątkowa, lecz uczucia, które się w Tobie gromadzą są zbyt silne.

Czego się spodziewała? Lojalności po ponad dwudziestu czterech miesiącach nieobecności? Teraz to Riddle jest dla nich najważniejszy i mimo wczorajszej zmiany, oficjalnie byli Rycerzami. Nic się jeszcze nie zmieniło, a jednak tak wiele. Ułożyła usta w cienką linię, zatrzymała się, odetchnęła kilka razy, a następnie wróciła do Ślizgonów.

Żywo o czymś dyskutowali, nawet na twarzy Alpharda i Riddle'a malowała się złość. Nott gestykulował rękoma, chybiwszy o głowę Prefekta Naczelnego zaledwie o włos. Wtargnęła między nich nim Tom wyjął różdżkę i tak znalazła się vis a vis Riddle'a z kawałkiem drewna przy gardle.

- Jeżeli już skończyliście tę bezsensowną zabawę, to moglibyśmy wybrać się do miasteczka – powiedziała spokojnie, chociaż jej serce waliło jak oszalałe. Nie zdążyłaby teraz wyjąć różdżki, jej obronne zaklęcia mogły nie odepchnąć jego ataku, dodatkowo brakowało jej pewności siebie, co pogarszało sytuację. Chłopak nie ruszył się o milimetr, Maleficenta nie wycofała się. Zwróciła wzrok na niego, potem na kilkunastocalowy patyk. - Cis? Nie spotkałam jeszcze nikogo, kto używałby różdżki wykonanej z tego drzewa. Dziękuję, że mi ją pokazałeś, Riddle, to było wspaniałe doświadczenie. O jej rdzeniu możesz mi opowiedzieć bez przystawiania mi jej do gardła.

- Oczywiście – rzucił lekko, zupełnie jakby zgadzał się z tym, iż pogoda jest piękna. - Uczyniłabyś mi ten zaszczyt i pokazała swoją?

Bez wahania podała mu swoją różdżkę. Długą na dwanaście cali, jasną, prawie białą, ze złotą rączką. Chwycił ją w lewą dłoń, objął pewnie palcami.

- To był zły pomysł, Mal – wymruczał Abraxas.

- Grab, włos testrala – wyjaśniła, ignorując niepewność Malfoya. Najwyraźniej dwie różdżki w rękach Riddle'a to niebezpieczna myśl. Maleficenta była jednak odprężona. - Broń jakiej używa czarodziej lub czarownica wiele mówi o jego/jej umiejętnościach czy osobowości. Mimo, że to kawałek drewna, to jednak magiczny kawałek drewna. Jeżeli myślisz o wykorzystaniu jej przeciwko mnie, to się nie uda. Grab jest wierny tylko swojemu pierwszemu właścicielowi. Nie zareaguje lub odpowie rykoszetem. Czy teraz możemy już iść?


*♦*♦*


Usiadła przy wolnym stoliku w Trzech Miotłach, zamówiła czarną herbatę z mlekiem i bez cukru. Dostała ją kilka minut później, upiła łyk, żałowała, że w ogóle przybyła. Świeciło Słońce – od kilku lat bardzo tego nie lubiła – herbata była za mocna, a jej ojciec właśnie siadał na przeciwko niej. Upewniła się, iż nikt z Hogwartu nie siedzi na tyle blisko, aby usłyszeć ich rozmowę, zerknęła na ojca.

Wyglądał na starszego niż był. Dwudziestego piątego sierpnia skończył trzydzieści pięć lat, a zmarszczki na jego twarzy wskazywały na co najmniej czterdzieści pięć. Maleficenta nie przypominała go w żadnym stopniu. Czasami zastanawiała się, czy Edgar Travers jest jej ojcem. Skarciła się później za to. Matka nie zrobiłaby czegoś takiego, za bardzo go kochała.

Czy on kiedykolwiek ją kochał? Odwzajemniał jej uczucia? Czarownica nie mogła sobie przypomnieć złych wspomnień związanych z ojcem przed śmiercią mamy. To, co ją zabolało, to zdrada, której się nie spodziewała. Wypychała ją ze swojego umysłu długimi latami, dopóki nie objęła jej oburącz, przyciskając do serca, czyniąc je zgorzkniałym.

Zacisnęła palce na filiżance. Jego oczy były jasnobrązowe, niemal przezroczyste, rzęsy miał krótkie, gęste. Ostre rysy twarzy, idealna postura, Maleficenta wiedziała, że jej ojciec jest przystojny. Rozumiała dlaczego mama mogła go pragnąć, lecz uważała to też za wadę. Może gdyby nie byłby taki przyjemny dla oka, to wdowa Glackfor nie byłaby nim tak bardzo zainteresowana, nie zostałaby jej macochą, nie miałaby młodszego przyrodniego brata, nie widziałaby tego, co zrobili tamtej nocy.

Przymknęła powieki, wymazując pojawiające się sceny, otworzyła je chwile później i bez pospiechu odwróciła wzrok w stronę okna. Żadne z nich nie wypowiedziało jeszcze ani słowa, napięcie między nimi wzrastało, klienci omijali ich szerokim łukiem.

- Przyjąłem propozycję Brutusa Malfoya – zaczął, jego głos cichy, stłamszony. - W Wigilię ogłosimy narzeczeństwo Twoje i jego syna.

Uwolniła pełne wargi z uścisku, o którym nawet nie miała pojęcia i pozwoliła, aby na jej twarzy pojawiło się zdumienie. Byli blisko z Malfoyami, aczkolwiek nigdy nie wypłynęła taka sugestia. Dlaczego teraz?

- Czy to nie Lestrange i Black byli potencjalnymi kandydatami? - spytała wybudzona z szoku. Nie mówiła o niesprawiedliwości, o braku przyzwoitość z jego strony, ponieważ doskonale znała świat, w którym żyła. Jako kobieta z czystokrwistej, szanowanej rodziny musi wyjść za mąż. Gdyby była mężczyzną musiałaby się ożenić ze względu na potomka, a będąc niewiastą, bo tak wypada. Kłótnia o coś takiego byłaby marnotrawstwem czasu, nerw oraz strzępieniem języka. - Ja i Lestrange staliśmy się sobie tacy bliscy. Doszło do wielu aktów…

- Maleficento!

Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Nie było to drganie dzwoneczków czy trzepot skrzydeł motyli, och nie, panna Travers nie śmiała się w ten sposób. Jej śmiech był oschły, szokująco upiorny. Jak z takiej damy mógł się wydostać taki przerażający dźwięk? Stoliki obok zamarły, Edgar Travers również.

Jego mała Królewna zmieniła się przez te lata. Nie podziwiała kwiatów, nie biegała z uśmiechem po pałacu, nie spędzała z nim czasu w bibliotece. Posiłki zazwyczaj jadała w swoim pokoju, tam gdzie spędzała większość dni. Kiedyś wychodziła do ogrodu lub pod główne wejście, aby oglądać portret swojej matki. Od kiedy Eleonora zajęła się ogrodem, domem Maleficenta nie postawiła stopy w żadnym z miejsc, które kobieta zmieniła, dopóki nie została zmuszona.

Jej jednym z największych ekscesów było podpalenie Eleonory po tym jak spaliła portret Danieli, matki Maleficenty. Eleonora uznała, iż obraz ten nie pasuje do nowego wystroju, na dodatek Daniela nie była już Panią Domu, więc z pozwoleniem Pana Domu miała pozbyć się portretu. Nie przewidzieli jednak gniewu Maleficenty. Czarownica, widząc co dzieje się z portretem jej rodzicielki, zbiegła ze schodów i mimo zakazu od Ministerstwa, użyła zaklęcia, które miało ugasić pożar.

Gdy nie zadziałało, spojrzała na macochę. Na twarzy kobiety był zwycięski uśmiech, a Maleficenta nie mogła tego znieść. Glackfor zabrała jej już tak wiele, pozwalała sobie na wszystko, a ojciec nic z tym nie robił, zgadzał się na każdą jej prośbę.

Nie uniosła różdżki, nie wypowiedziała zaklęcia, nawet nie myślała o formule. Wyobraziła sobie macochę w płomieniach i sekundę później kobieta płonęła. Wrzask rozniósł się po dworze, przy wejściu pojawił się pan Travers. Z przerażeniem w oczach użył odpowiedniego czaru, a elfowi rozkazał sprowadzić medyka.

Eleonora łkała w szaty Traversa, a zapytana co się stało wskazała na Maleficente. Młoda czarownica wysunęła różdżkę do przodu, w stronę ojca i powiedziała:

Możesz sprawdzić moją różdżkę, nie użyłam innego zaklęcia niż Aguamenti na portret matki, na kolejne pytanie odpowiedziała tym samym, opanowanym tonem, Nie wolno mi używać magii poza Hogwartem, nie mam jeszcze siedemnastu lat.

Jego żonę udało się uratować od blizn i bólu, dzięki szybkiej reakcji z jego strony oraz dzięki umiejętnościom medyków. Był zaniepokojony reakcją swojej córki, lecz przecież nie miał dowodów, iż to ona stała za zranieniem Eleonory. Starsza czarownica naciskała jednakże na ukaranie młodszej za brak pomocy, choć moment wcześniej użyła magii, chociaż nie powinna. Tutaj Edgar musiał się z tym zgodzić i za namową żony, do ich dworu przybył dobry przyjaciel jej rodziny, który zajął się Maleficentą i robi to do teraz. Spotykają się w każde zimowe i letnie ferie, a z każdym tym spotkaniem Maleficenta wydawała mu się coraz bardziej obca, bezduszna.

Ignorował to latami, aczkolwiek po usłyszeniu jej nieludzkiego śmiechu sparaliżowało go. Kiedy popełnił błąd? W którym momencie?

- Za grosz poczucia humoru – oznajmiła, tłumiąc chichot. Lewa dłoń brunetki spoczywała na jej czarnym kapeluszu, głaskała rondo zupełnie jakby nakrycie głowy było jej zwierzątkiem. - Nie jestem zainteresowana.

- Nie pytam Cię o zdanie, Maleficento. To już postanowione – wykrztusił.

- Oczywiście – prychnęła. - W takim razie masz mi do powiedzenia coś jeszcze?

Mężczyzna przełknął ślinę, wziął głęboki wdech i wydech, odchrząknął. Pochwycił drobne dłonie córki w swoje. Kciukiem zataczał kółeczka na jej skórze, przygotowując ją do tego, co miało nastąpić.

- Będziesz miała młodszą siostrę. Eleonora jest w ciąży. Dowiedzieliśmy się w sierpniu i ogłosimy to w poniedziałek.

Natychmiast zabrała swoje dłonie. Na jej twarzyczce nieokreślony grymas, pięści na stole, oczy ciskające piorunami. Klamra upinająca jej fryzurę upadła na ziemię, jej włosy były wolne, unosiły się w powietrzu. Magia przepływała przez nią, obejmowała jej serce, zaciskała niewidzialne szpony na gardle ojca.

Przez kilka sekund zabrakło mu powietrza w płucach, a kiedy odetchnął twarz jego córki znalazła się niebezpiecznie blisko niego. Nigdy wcześniej nie widział Maleficenty w takim stanie. Radosną – tak, obojętną – tak, lecz nie rozjuszoną.

- Choćbym miała smażyć się za to w piekle, choćbym utraciła całą swoją magię, choćbym wylądowała w Azkabanie – syczała tak, aby tylko on ją usłyszał. - Wyrżnę całą Twoją rodzinę. Eleonorę i wasze nienarodzone dziecko. Po tym jak napatrzysz się na ich trupy, na mnie splamioną ich krwią, zabiję i Ciebie. Od dzisiaj nie jestem Twoją córką, a Ty nie jesteś moim ojcem.

Wstała powoli, podniosła klamrę, upięła włosy. Założyła płaszcz i kapelusz, po czym bez pożegnania wyszła z Trzech Mioteł. Po wypowiedzeniu wszystkiego, czego chciała, złość zelżała. Słońce przysłoniły chmury, zbierało się na deszcz. Nie miała ochoty na zakupy, a jej towarzyszy nie było w zasięgu wzroku, nie widziała więc nic złego w krótkim spacerze na obrzeżach Zakazanego Lasu.

Będąc już blisko granicy, usiadła na pniu drzewa i zaczęła przyglądać się ostrzeżeniu przed wejściem, Wymienionych zostało kilka groźnych stworzeń. Maleficentę zdziwiło wspomnienie o wilkołakach, bo przecież nie powinny tam żyć.

- Co tak skupiło Twoją uwagę, Maleficento?

Nie odwróciła wzroku od znaku. Miała nadzieję, że Riddle nie widział jej małego przedstawienia z ojcem, a nawet jeżeli to go nie poruszy.

- Przypomniałam sobie historię, którą opowiadała mi mama, kiedy byłam małą dziewczynką. Chciałbyś ją usłyszeć? - spytała, dostrzegając jego zainteresowane spojrzenie.

- Czemu nie?

Przysiadł się do niej, a Maleficenta zaczęła opowiadać.

- Dawno, dawno temu w Zakazanym Lesie żyła Czarownica. Znudził ją świat czarodziei i czarownic, dlatego właśnie zamieszkała w tym tajemniczym miejscu. Czarownica zaprzyjaźniła się z wieloma magicznymi stworzeniami, ale czegoś jej brakowało, nadal odczuwała niezadowolenie, niedosyt. Trwała w monotonii, dopóki nie poznała Bestii. Owa Bestia była jednym z najstraszniejszych stworzeń w Lesie. Miał ogromne, wilcze cielsko, żółte ślepia i ostre pazury. Czarownica uwielbiała drażnić Bestię. Niemądra z niej była kobieta. Odwiedzała go codziennie, bez ustanku, wierząc, że kiedyś zrozumie, co jest powodem jej ciągłych wizyt.
Pewnego dnia Bestia miała prośbę do Czarownicy.

Daj mi głos, dzięki któremu będę mógł rozmawiać z ludźmi.

Czarownica wysłuchała opowieści Bestii o dziewoi z pobliskiej wioski o dobrym sercu, która bez lęku pomogła mu, gdy tego potrzebował. Na jego łapie rzeczywiście były skrawki materiału, a on sam wydawał się mówić prawdę.

Spełnię Twoje życzenie. Jednak każda magia ma swoją cenę, dlatego w zamian za poznanie ludzkiej mowy, zapomnisz o zwierzęcej. Żadna istota żyjąca w tym Lesie nie będzie mogła Cię zrozumieć, a Ty nie będziesz mógł zrozumieć ich. Czy to Ci odpowiada?

Bestia zgodziła się, a następnego dnia spotkał się z dziewczyną, aby podziękować jej za okazaną troskę. Czarownica przyglądała im się przez kilka dni, dopóki i to jej nie znużyło. Po paru tygodniach Bestia odwiedziła ją raz jeszcze.

Czarownica wpuściła go do środka, narzekając na swoją niedolę, kiedy Bestia jej przerwała.

Mam jeszcze jedno życzenie. Nie mogę objąć dziewczyny z tymi pazurami. Może się ich wystraszyć i odejść na zawsze.

Tak bardzo chcesz się zmienić, tak? Ceną za przytulanie jej będzie utrata pazurów. Czy to Ci odpowiada?

Czarownica podążyła za Bestią i przypatrywała się jak zakochuje się w człowieku.

Czy naprawdę tego pragniesz?, spytała, Nie możesz rozmawiać z nikim innym tylko z nią, nie możesz polować ani się bronić bez swoich pazurów. Czy jest tego warta?

Jestem teraz szczęśliwy, odpowiedział.

Czarownica nie rozumiała, czemu Bestia musiała się zmienić. Dlatego, gdy przyszedł z kolejnym życzeniem, zawahała się. Zrelacjonował jej jak próbował dostać się do wioski, w której żyła dziewczyna, aczkolwiek przez swoją postać, nie mógł tego zrobić.

Zamień mnie w człowieka. Proszę, tylko Ty możesz to zrobić. Będę mógł dzięki temu żyć z nią w wiosce.

Jeżeli zamienię Cię w człowieka, nigdy nie wrócisz do bycia Bestią. To będzie Twoje ostatnie życzenie. Obiecaj, że nigdy więcej nie pojawisz się w mojej części lasu. Czy to Ci odpowiada?

Bestia biegła i biegła, dopóki nie dotarła do wioski. Była przepełniona szczęściem po brzeg pucharu. Nikt nie wiedział, iż kiedyś był Bestią. Zastanawiał się, co powie Dziewczyna, gdy go zobaczy w tej postaci. Szedł uliczkami wioski aż usłyszał krzyki. Ludzie zgromadzeni byli wokół ogromnego budynku i świętowali. Zauważył Dziewczynę, wychodzącą stamtąd za rękę z innym mężczyzną. Stanęła na palcach i ucałowała go w usta.

Bestia nie mógł już na to patrzeć, więc opuścił wioskę, wspominając słowa czarownicy.

Żadna istota żyjąca w tym Lesie nie będzie mogła Cię zrozumieć, a Ty nie będziesz mógł zrozumieć ich. Czy to Ci odpowiada? Nie możesz rozmawiać z nikim innym tylko z nią, nie możesz polować ani się bronić bez swoich pazurów. Czy jest tego warta?

Bestia zrozumiała, że gdyby był przez cały czas sobą nie poznałby Dziewczyny. Jego ciało zaczęło się zmieniać, a chwile później ponownie był Bestią.

Dlaczego?, spytał po wejściu do chatki Czarownicy, mimo jej protestów, Dlaczego się zmieniłem?

Głupia Bestia! Nie dość, że nie potrafisz dotrzymać obietnicy to jeszcze miałeś nadzieję, iż między Tobą, a Dziewczyną jest coś prawdziwego?

Mówiłaś, iż każda magia ma swoją cenę.

Oczywiście! Za kogo Ty mnie masz?

Dlaczego nie znikniesz tak jak zawsze to robisz? Dlaczego pachniesz jak mugol?

Czarownica zalała się łzami. Nie miała jak uciec, a Bestia była za blisko. Musiała powiedzieć prawdę.

Ceną była moja magia. Oddałam ją, abyś mógł stać się znowu Bestią, jeżeli pomiędzy Tobą, a Dziewczyna się nie uda.

Dlaczego? Dlaczego to zrobiłaś?

Ponieważ kocham Cię takiego jakim jesteś, głuptasie.

Nie pamiętam zakończenia, ale morał był taki, aby być sobą. I to legenda o tym jak powstały wilkołaki. Dość żałosna opowiastka, szukałam o niej informacji w książkach, lecz jeszcze nie znalazłam.

- Nazywasz ją żałosną, ale zapamiętałaś prawie całość – fuknął. - W mugolskich bajkach kończy się to I żyli długo i szczęśliwie.

Złożyła usta razem, zwarła je ze sobą, po czym wypuściła, wydając przy tym charakterystyczne pyk. Riddle na pewno nie chciał, aby Maleficenta pochwyciła jego komentarz. Zdanie to wypłynęło z jego ust nim zdążył się zorientować.

Nie kontrolował się przy niej i nie był pewny jaki był powód. Może jej magia, może jej uroda lub po prostu ona. Nie dostrzegła jak on i Malfoy nałożyli na siebie zaklęcie niewidzialności. Przysłuchiwali się uważnie ich rozmowie, Riddle obserwował każdy jej gest.

Jej spojrzenie, jej śmiech, jej dumne oblicze i groźby. Maleficenta była tak podobna do niego, taka okrutna, taka nieczuła, a zarazem tak bardzo odmienna, taka ciepła, taka miłosierna. Riddle nie mógł pojąc jak mogła być tak pełna sprzeczności i nadal funkcjonować. Nie mógł się włamać do jej umysłu, zatem znała sztukę oklumencji. Nie próbowała włamać się do twierdzy jego pamięci, aczkolwiek nie oznaczało to, iż nie została zapoznana z legilimencją.

Tym bardziej zdziwiony był, kiedy nie rozpoznała tak prostego czaru z takim pokładem magii. Obecność jej ojca mogła na to wpłynąć, przy emisji magii bardzo ważne jest kontrolowanie emocji.

- Jeszcze nie czytałam mugolskiej książki. Polecisz mi jakąś? - poprosiła. Maleficenta jest prawdopodobnie jedyną Ślizgonką, która nie zwracała uwagi na status krwi. Zawdzięcza to wychowaniu swojej mamy i poglądom, które wykształciły się przez lata. - Mógłbyś być mugolakiem i nie zwróciłabym na to uwagi. Masz w sobie tak ogromne pokłady magii, że ja, czystokrwista, Ci zazdroszczę. Czasami myślę nawet, iż to czarodzieje zrodzeni z mugoli powinni być silniejsi. Nie uważasz, że to niesamowite? Nie mają skąd brać tej magi, ich rodzice nie mają żadnych zdolności magicznych, a ich dzieci i tak się z nimi rodzą, zaś czarodzieje pół-krwi czysto teoretycznie powinni mieć tylko połowę tego talentu, a często okazuje się, że są o niebo lepsi od dziedzica czystokrwistego rodu. Wystarczy spojrzeć na Crabbe'a i Nacley'a. Nacley przerasta Crabbe'go, wszyscy o tym wiedzą. Czytałam o tym w książce…

Przerwała, usłyszawszy śmiech. Odwróciła głowę, by w pełni uchwycić uśmiech Riddle'a. I to nie byle jaki uśmiech. Głowę miał przechyloną do tyłu, oczy zamknięte, a usta rozchylone w rozbawieniu. Wydawał się być taki wolny, nie stłamszony niczym. Maleficenta gdyby mogła to by się zarumieniła.

Wysunęła dłoń, aby dotknąć jego twarzy, uchwycić ten ulotny moment, jednak szybko się powstrzymała.

- Jesteś niemożliwa, Maleficento. Nie mam pojęcia jak dostałaś się do Slytherinu. Może Hufflepuff?

- Nie żartuj sobie tak! - uderzyła go lekko w ramię. Uświadomiwszy sobie, co zrobiła wstała i odsunęła się na kilka kroków. - To było poniżej pasa. I proszę, uśmiechaj się tak częściej, Riddle. Wtedy chętniej będę z Tobą współpracować.

- Czy Ty mnie próbujesz uwieść, Królowo? - wyszczerzył się szelmowsko. Nogi się pod nią ugięły.

Kiedy stał się taki kuszący?, pomyślała. Stłumiła chichot, ukryła twarz w dłoniach, po czym rozszerzyła palce tak, aby zieleń mogła spotkać się z czekoladą.

- To zależy, czy to działa, Lordzie – flirtowała i robiłaby to dalej, gdyby nie głos Malfoya, wołający ich. - Może pobawimy się innym razem.

Puściła mu oczko, po czym znalazła się obok Ślizgonów. Wewnątrz niej buzowała euforia i po wyłowieniu znanej jej nuty z pobliskiej kawiarni, zaczęła poruszać się w jej rytm.

- Ktoś tu nie zachowuje się jak dama – rzucił Nott, lecz prędko do niej dołączył.

- Damy też nie knują ze swoimi rówieśnikami jak zapanować nad magicznym światem, a jednak to robię!

Tańczyli dalej, nieświadomi rozmowy jaka odbywała się pod ich nieobecność.

- Nie wiem jak tego dokonałeś, mój Panie – szepnął Abraxas. - Nie widziałem jej takiej od wielu lat.

- Nie sądzę, aby to była moja zasługa. Prędzej odrodzenia jakie przeżyła podczas rozmowy ze mną.


- Nie ważne – powiedział Black. - Ponieważ ten stan nie będzie trwał długo.

Cytat:  Katarzyna Nosowska

Od Autorki:  Rozdział punktualnie! Nie za wcześnie, nie za późno. Jeżeli chodzi o opowieść Maleficenty o powstawaniu wilkołaków to, cóż, jest to wyssane z palca. Inspiracją do ów historii była manga o zapomnianym mi tytule. Jeżeli ktoś rozpozna, niech napisze w komentarzu, chętnie przeczytam ja jeszcze raz. ;)

Za błędy przepraszam!

3 komentarze:

  1. Bardzo podoba mi się główna bohaterka. Jest intrygująca i trudno przewidzieć, co nastąpi za chwilę. Lubię takie postacie. Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu (a to zdarza się bardzo rzadko). Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Bardzo mnie zainteresowałaś. I chyba nie muszę wspominać, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój styl pisania.
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Rosa

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział. Czekam na next. :) ~Thalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Manga to zdaje się Majo to Yajuu :) bardzo ciekawe wykorzystanie tejże historyjki.
    Ogólnie cały blog bardzo mi się spodobał. Przede wszystkim postacie wyszły interesująco, Tom jest mroczny, lecz jeszcze nie psychodeliczny,tak samo jak gówna bohaterka. Czekam na ciąg dalszy :)
    Pozdrawiam i weny życzę

    OdpowiedzUsuń