3.
(Po)Strach Królowej
"Kobieta
jest organizmem ultradoskonałym.
Potrafi się regenerować po ekstremalnie ciężkich
doświadczeniach. Przetrwa wszystko."
Potrafi się regenerować po ekstremalnie ciężkich
doświadczeniach. Przetrwa wszystko."
Jesienne Słońce ogrzewało
jej ciało, wiatr powiewał sukienką za kolana, płaszcz
rozkloszowany od tali w dół nie był zapięty. Poprawiła ogromny,
czarny kapelusz, który komponował się z resztą jej ciemnego
stroju. Stała przy wyjściu z Hogwartu, na jej twarzy wymalowany
spokój, postura luźna, nic nie wyróżniającego się, a jednak tak
odmiennego.
Maleficenta nigdy wcześniej
nie czekała na nikogo, to oni zawsze czekali na nią. Pojawiła się
pod Bramą punktualnie, a jednak jej randki nie był na miejscu.
Obiecał, że zabierze ją do Trzech Mioteł, gdzie prawdopodobnie
spotka się z ojcem, a następnie miał jej towarzyszyć do księgarni
oraz po nowe szaty.
Nie wierz mężczyzną,
kochanie, powiedziałaby jej matka, większość z nich jest
chamska, obleśna i odpychająca.
Na pytanie, Czy nawet tata
jest chamski, obleśny i odpychający?,
odpowiedziałaby:
Nie, kochanie. Twój tatuś
jest wyjątkowym mężczyzną, który do końca swojego życia będzie
kochał tylko trzy kobiety: swoją mamę, mnie i Ciebie. Obiecał mi
to, kiedy się urodziłaś, a Twój tato nigdy nie
łamie obietnic.
Maleficenta pamiętała
rozmowę z matką. Ojciec kłamał tak jak wszyscy. Nie zasługiwał
na kobietę taką jak mama, nie zasługiwał na córkę taką jak
ona. Starała się być dobrą pasierbicą dla macochy, jednak sześć
lat życia w cieniu, ignorowana przez własnego ojca na rzecz
młodszego rodzeństwa, było bolesne. Czarownica dziękowała
Merlinowi, że nie mają dziecka razem, wtedy nawet Edmund zostałby
zapomniany.
W dzieciństwie brunetka nie
miała za co się obrażać. Została wychowana tak, aby kochała to,
co ma. Nie brakowało im pieniędzy, aczkolwiek nigdy nie była
rozpieszczana, dlatego cieszyły ją najmniejsze drobnostki. Świeciło
Słońce, Maleficenta zbierała kwiaty, robiła z nich korony dla
rodziców – Króla i Królowej – i dla siebie, Królewny. Padał
deszcz, biegała po ogromnym balkonie, nie zważając na protesty
ojca. Mama dołączała do niej minuty później i razem tańczyły w
strumieniach. Wchodziła na drzewa, zakładała chłopięce spodnie,
pokazując przy tym nogi, wolała latać na miotle razem z Blackiem i
Nottem niż bawić się lalkami z rówieśniczkami.
Jej perfekcyjny świat
skończył się, kiedy miała dziewięć lat, a mama zachorowała.
Jej cierpienie nie trwało długo, zaledwie tydzień i tak zostawiła
swoją córkę z marzeniami, które nie miały prawa się spełnić.
Rok później, równo w rocznicę śmierci mamy, ojciec przyprowadził
do domu piękną kobietę. Powiedział, iż za trzy miesiące będzie
ona jej nową mamą.
Kobieta uśmiechnęła się,
przeszła obok niej bez słowa i zaczęła zarządzać zmiany.
Protesty małej dziewczynki nic nie dawały, przyszła macocha była
nieugięta, a ojciec stawał po jej stronie. Na jej sercu pojawiła
się rysa, a kilka lat później pękło ono doszczętnie i nikt nie
był w stanie ich ze sobą na nowo połączyć.
- Spóźniłeś się –
powiedziała, pomijając innych Ślizgnonów. - Mieliśmy się tutaj
spotkać o dziesiątej, a jest już dziesięć po. Jeżeli jest coś
ważniejszego ode mnie, to wystarczyło odmówić, poprosiłabym
kogoś innego.
- Przepraszam – wymamrotał
z zakłopotaniem. - Nie ma niczego ani nikogo ważniejszego od
Ciebie, Maleficento, uwierz mi. Chłopcy proponowali mi wspólne
wyjście do Hogsmeade, odmówiłem – rzecz jasna – aczkolwiek
domagali się personaliów osoby mi akompaniującej. Jak zapewne się
domyślasz, nie udało mi się czmychnąć bez podzielenia się z
nimi tą wiedzą.
- Nic nie szkodzi, Alphardzie
– zapewniła. - Po wczorajszym wieczorze przywykłam do waszego
towarzystwa, choć uważam je w chwili obecnej za zbędne.
Spojrzała na Ślizgonów.
Nott uśmiechał się głupkowato, chociaż został przed momentem
obrażony, na policzkach miał rumieńce – był zawstydzony albo
było mu gorąco, Maleficenta nie była pewna – dłonie w
kieszeniach płaszcza. Czarownica o mało nie wybuchnęła śmiechem
na jego widok. Wyglądał jak Charlus Potter, szukający Gryffindoru,
z tą swoją szopą na głowie.
Obok niego stał Malfoy.
Długie platynowe włosy ulizane do tyłu, dumna postawa, rozbawione
spojrzenie. Ich rodziny znały się bardzo dobrze od wieków, ale
Abraxas nie zaproponował jej przyjaźni, ona jemu również. To
pewnie przez to, że lepiej radziła sobie na miotle niż on.
Za nimi parę kroków był
Riddle. Bez płaszcza, w grubym, brązowym swetrze i koszuli pod tym.
Wraz z powrotem jej przyjaciół powróciło serce, które pękało
na widok chłopaka. Było cieplej niż w zeszłym tygodniu, to fakt,
lecz nie na tyle, aby paradować w takim stanie!
Mogła się go bać, mogła
być czujna, lecz bez niego nie znała sposobu na nieśmiertelność.
Musiała tylko nakierować go w odpowiednim kierunku, nie wyobrażała
sobie masakry mugoli i mugolaków, nie ważne jak paradoksalna była
jej osobowość. Na dodatek, jej cechy charakteru sprzed kilku lat
ujawniały się i Maleficenta nie miała nic przeciwko, dopóki
dopóty miała przy sobie Alpharda i Cantankerusa. Nie chciała już
nikogo stracić.
- Spójrz na to z innej
strony – zaczął Abraxas. - Kiedy Ty będziesz rozmawiać z panem
Traversem, my nie odstąpimy go na krok, a później pomożemy Ci z
wyborem nowych ubrań i dopilnujemy, abyś nie musiała dźwigać
sama tych wszystkich książek.
- Powiedzieliście im? -
zapytała, patrząc z wyrzutem na Alpharda i Cantankerusa. Spod ronda
kapelusza nie było widać jej przygaszonego spojrzenia. Godzinę
spędziła na swobodnej pogawędce ze Ślizgonami, nie poruszając
tematu Śmierciożerców, chociaż emocje nie opadły. Po tym
jak Malfoy, Riddle i Dołohow ich opuścili, powiedzieli sobie
wszystko. W granicach zaufania, oczywiście. Jak Maleficenta się
przekonała, nie miała podstaw, aby im wierzyć.
- Maleficento, nie miałem
wyboru… - wymamrotał Nott. - To nie tak, że nie chciałem
zachować tego w tajemnicy. Jedną z zasad Rycerzy jest…
- Nie jesteście już
Rycerzami! - warknęła, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła
z terenu Hogwartu.
Może zachowywała się
irracjonalnie, może wyolbrzymiała obecną sytuację, lecz po
wszystkim, co ją spotkało, sądziła, że może w końcu odetchnąć.
Najwyraźniej traciła rozum. Ból, wszystko co zrobiła przez
ostatnie kilka lat, brak miłości oraz zdrada za zdradą uczyniły
ją taką jaka jest. Jednakże odrobina światła sprawiła, że
stała się ćmą, łaknącą ciepła.
Nigdzie nie pasowała
permanentnie. Była za mało empatyczna według większości jej
rówieśników, a dla drugiej części za mało okrutna. Sama
pogubiła się w tym jaka była naprawdę. Czy zbudowany przez nią
mur kruszał? Czy podoła wymaganiom?
Nikt nie jest
samowystarczalny, Maleficento, matka ucałowałaby jej czoło,
nie musisz radzić sobie ze wszystkim sama. Jesteś wyjątkowa,
lecz uczucia, które się w Tobie gromadzą są zbyt silne.
Czego się spodziewała?
Lojalności po ponad dwudziestu czterech miesiącach nieobecności?
Teraz to Riddle jest dla nich najważniejszy i mimo wczorajszej
zmiany, oficjalnie byli Rycerzami. Nic się jeszcze nie zmieniło, a
jednak tak wiele. Ułożyła usta w cienką linię, zatrzymała się,
odetchnęła kilka razy, a następnie wróciła do Ślizgonów.
Żywo o czymś dyskutowali,
nawet na twarzy Alpharda i Riddle'a malowała się złość. Nott
gestykulował rękoma, chybiwszy o głowę Prefekta Naczelnego
zaledwie o włos. Wtargnęła między nich nim Tom wyjął różdżkę
i tak znalazła się vis a vis Riddle'a z kawałkiem drewna przy
gardle.
- Jeżeli już skończyliście
tę bezsensowną zabawę, to moglibyśmy wybrać się do miasteczka –
powiedziała spokojnie, chociaż jej serce waliło jak oszalałe. Nie
zdążyłaby teraz wyjąć różdżki, jej obronne zaklęcia mogły
nie odepchnąć jego ataku, dodatkowo brakowało jej pewności
siebie, co pogarszało sytuację. Chłopak nie ruszył się o
milimetr, Maleficenta nie wycofała się. Zwróciła wzrok na niego,
potem na kilkunastocalowy patyk. - Cis? Nie spotkałam jeszcze
nikogo, kto używałby różdżki wykonanej z tego drzewa. Dziękuję,
że mi ją pokazałeś, Riddle, to było wspaniałe doświadczenie. O
jej rdzeniu możesz mi opowiedzieć bez przystawiania mi jej do
gardła.
- Oczywiście – rzucił
lekko, zupełnie jakby zgadzał się z tym, iż pogoda jest piękna.
- Uczyniłabyś mi ten zaszczyt i pokazała swoją?
Bez wahania podała mu swoją
różdżkę. Długą na dwanaście cali, jasną, prawie białą, ze
złotą rączką. Chwycił ją w lewą dłoń, objął pewnie
palcami.
- To był zły pomysł, Mal –
wymruczał Abraxas.
- Grab, włos testrala –
wyjaśniła, ignorując niepewność Malfoya. Najwyraźniej dwie
różdżki w rękach Riddle'a to niebezpieczna myśl. Maleficenta
była jednak odprężona. - Broń jakiej używa czarodziej lub
czarownica wiele mówi o jego/jej umiejętnościach czy osobowości.
Mimo, że to kawałek drewna, to jednak magiczny kawałek drewna.
Jeżeli myślisz o wykorzystaniu jej przeciwko mnie, to się nie uda.
Grab jest wierny tylko swojemu pierwszemu właścicielowi. Nie
zareaguje lub odpowie rykoszetem. Czy teraz możemy już iść?
*♦*♦*
Usiadła przy wolnym stoliku
w Trzech Miotłach, zamówiła czarną herbatę z mlekiem i bez
cukru. Dostała ją kilka minut później, upiła łyk, żałowała,
że w ogóle przybyła. Świeciło Słońce – od kilku lat bardzo
tego nie lubiła – herbata była za mocna, a jej ojciec właśnie
siadał na przeciwko niej. Upewniła się, iż nikt z Hogwartu nie
siedzi na tyle blisko, aby usłyszeć ich rozmowę, zerknęła na
ojca.
Wyglądał na starszego niż
był. Dwudziestego piątego sierpnia skończył trzydzieści pięć
lat, a zmarszczki na jego twarzy wskazywały na co najmniej
czterdzieści pięć. Maleficenta nie przypominała go w żadnym
stopniu. Czasami zastanawiała się, czy Edgar Travers jest jej
ojcem. Skarciła się później za to. Matka nie zrobiłaby czegoś
takiego, za bardzo go kochała.
Czy on kiedykolwiek ją
kochał? Odwzajemniał jej uczucia? Czarownica nie mogła sobie
przypomnieć złych wspomnień związanych z ojcem przed śmiercią
mamy. To, co ją zabolało, to zdrada, której się nie spodziewała.
Wypychała ją ze swojego umysłu długimi latami, dopóki nie objęła
jej oburącz, przyciskając do serca, czyniąc je zgorzkniałym.
Zacisnęła palce na
filiżance. Jego oczy były jasnobrązowe, niemal przezroczyste,
rzęsy miał krótkie, gęste. Ostre rysy twarzy, idealna postura,
Maleficenta wiedziała, że jej ojciec jest przystojny. Rozumiała
dlaczego mama mogła go pragnąć, lecz uważała to też za wadę.
Może gdyby nie byłby taki przyjemny dla oka, to wdowa Glackfor nie
byłaby nim tak bardzo zainteresowana, nie zostałaby jej macochą,
nie miałaby młodszego przyrodniego brata, nie widziałaby tego, co
zrobili tamtej nocy.
Przymknęła powieki,
wymazując pojawiające się sceny, otworzyła je chwile później i
bez pospiechu odwróciła wzrok w stronę okna. Żadne z nich nie
wypowiedziało jeszcze ani słowa, napięcie między nimi wzrastało,
klienci omijali ich szerokim łukiem.
- Przyjąłem propozycję
Brutusa Malfoya – zaczął, jego głos cichy, stłamszony. - W
Wigilię ogłosimy narzeczeństwo Twoje i jego syna.
Uwolniła pełne wargi z
uścisku, o którym nawet nie miała pojęcia i pozwoliła, aby na
jej twarzy pojawiło się zdumienie. Byli blisko z Malfoyami,
aczkolwiek nigdy nie wypłynęła taka sugestia. Dlaczego teraz?
- Czy to nie Lestrange i
Black byli potencjalnymi kandydatami? - spytała wybudzona z szoku.
Nie mówiła o niesprawiedliwości, o braku przyzwoitość z jego
strony, ponieważ doskonale znała świat, w którym żyła. Jako
kobieta z czystokrwistej, szanowanej rodziny musi wyjść za mąż.
Gdyby była mężczyzną musiałaby się ożenić ze względu na
potomka, a będąc niewiastą, bo tak wypada. Kłótnia o coś
takiego byłaby marnotrawstwem czasu, nerw oraz strzępieniem języka.
- Ja i Lestrange staliśmy się sobie tacy bliscy. Doszło do
wielu aktów…
- Maleficento!
Dziewczyna wybuchnęła
śmiechem. Nie było to drganie dzwoneczków czy trzepot skrzydeł
motyli, och nie, panna Travers nie śmiała się w ten sposób. Jej
śmiech był oschły, szokująco upiorny. Jak z takiej damy mógł
się wydostać taki przerażający dźwięk? Stoliki obok zamarły,
Edgar Travers również.
Jego mała Królewna zmieniła
się przez te lata. Nie podziwiała kwiatów, nie biegała z
uśmiechem po pałacu, nie spędzała z nim czasu w bibliotece.
Posiłki zazwyczaj jadała w swoim pokoju, tam gdzie spędzała
większość dni. Kiedyś wychodziła do ogrodu lub pod główne
wejście, aby oglądać portret swojej matki. Od kiedy Eleonora
zajęła się ogrodem, domem Maleficenta nie postawiła stopy w
żadnym z miejsc, które kobieta zmieniła, dopóki nie została
zmuszona.
Jej jednym z największych
ekscesów było podpalenie Eleonory po tym jak spaliła portret
Danieli, matki Maleficenty. Eleonora uznała, iż obraz ten nie
pasuje do nowego wystroju, na dodatek Daniela nie była już Panią
Domu, więc z pozwoleniem Pana Domu miała pozbyć się portretu. Nie
przewidzieli jednak gniewu Maleficenty. Czarownica, widząc co
dzieje się z portretem jej rodzicielki, zbiegła ze schodów i mimo
zakazu od Ministerstwa, użyła zaklęcia, które miało ugasić
pożar.
Gdy nie zadziałało,
spojrzała na macochę. Na twarzy kobiety był zwycięski uśmiech, a
Maleficenta nie mogła tego znieść. Glackfor zabrała jej już tak
wiele, pozwalała sobie na wszystko, a ojciec nic z tym nie robił,
zgadzał się na każdą jej prośbę.
Nie uniosła różdżki, nie
wypowiedziała zaklęcia, nawet nie myślała o formule. Wyobraziła
sobie macochę w płomieniach i sekundę później kobieta płonęła.
Wrzask rozniósł się po dworze, przy wejściu pojawił się pan
Travers. Z przerażeniem w oczach użył odpowiedniego czaru, a
elfowi rozkazał sprowadzić medyka.
Eleonora łkała w szaty
Traversa, a zapytana co się stało wskazała na Maleficente. Młoda
czarownica wysunęła różdżkę do przodu, w stronę ojca i
powiedziała:
Możesz sprawdzić moją
różdżkę, nie użyłam innego zaklęcia niż Aguamenti na portret
matki, na kolejne pytanie odpowiedziała tym samym, opanowanym
tonem, Nie wolno mi używać magii poza Hogwartem, nie mam jeszcze
siedemnastu lat.
Jego
żonę udało się uratować od blizn i bólu, dzięki szybkiej
reakcji z jego strony oraz dzięki umiejętnościom medyków. Był
zaniepokojony reakcją swojej córki, lecz przecież nie miał
dowodów, iż to ona stała za zranieniem Eleonory. Starsza
czarownica naciskała jednakże na ukaranie młodszej za brak pomocy,
choć moment wcześniej użyła magii, chociaż nie powinna. Tutaj
Edgar musiał się z tym zgodzić i za namową żony, do ich dworu
przybył dobry przyjaciel jej rodziny, który zajął się
Maleficentą i robi to do teraz. Spotykają się w każde zimowe
i letnie ferie, a z każdym
tym spotkaniem Maleficenta wydawała
mu się coraz bardziej obca, bezduszna.
Ignorował to latami,
aczkolwiek po usłyszeniu jej nieludzkiego śmiechu sparaliżowało
go. Kiedy popełnił błąd? W którym momencie?
-
Za grosz poczucia humoru – oznajmiła, tłumiąc chichot. Lewa dłoń
brunetki spoczywała na jej czarnym kapeluszu, głaskała rondo
zupełnie jakby nakrycie głowy było jej zwierzątkiem. - Nie
jestem zainteresowana.
-
Nie pytam Cię o zdanie,
Maleficento. To już postanowione – wykrztusił.
- Oczywiście – prychnęła.
- W takim razie masz mi do powiedzenia coś jeszcze?
Mężczyzna przełknął
ślinę, wziął głęboki wdech i wydech, odchrząknął. Pochwycił
drobne dłonie córki w swoje. Kciukiem zataczał kółeczka na jej
skórze, przygotowując ją do tego, co miało nastąpić.
- Będziesz miała młodszą
siostrę. Eleonora jest w ciąży. Dowiedzieliśmy się w sierpniu i
ogłosimy to w poniedziałek.
Natychmiast zabrała swoje
dłonie. Na jej twarzyczce nieokreślony grymas, pięści na stole, oczy ciskające piorunami. Klamra upinająca jej fryzurę upadła na
ziemię, jej włosy były wolne, unosiły się w powietrzu. Magia
przepływała przez nią, obejmowała jej serce, zaciskała
niewidzialne szpony na gardle ojca.
Przez kilka sekund zabrakło
mu powietrza w płucach, a kiedy odetchnął twarz jego córki
znalazła się niebezpiecznie blisko niego. Nigdy wcześniej nie
widział Maleficenty w takim stanie. Radosną – tak, obojętną –
tak, lecz nie rozjuszoną.
- Choćbym miała smażyć
się za to w piekle, choćbym utraciła całą swoją magię, choćbym
wylądowała w Azkabanie – syczała tak, aby tylko on ją usłyszał.
- Wyrżnę całą Twoją rodzinę. Eleonorę i wasze nienarodzone
dziecko. Po tym jak napatrzysz się na ich trupy, na mnie splamioną
ich krwią, zabiję i Ciebie. Od dzisiaj nie jestem Twoją córką, a
Ty nie jesteś moim ojcem.
Wstała powoli, podniosła
klamrę, upięła włosy. Założyła płaszcz i kapelusz, po czym
bez pożegnania wyszła z Trzech Mioteł. Po wypowiedzeniu
wszystkiego, czego chciała, złość zelżała. Słońce przysłoniły
chmury, zbierało się na deszcz. Nie miała ochoty na zakupy, a jej
towarzyszy nie było w zasięgu wzroku, nie widziała więc nic złego
w krótkim spacerze na obrzeżach Zakazanego Lasu.
Będąc już blisko granicy,
usiadła na pniu drzewa i zaczęła przyglądać się ostrzeżeniu
przed wejściem, Wymienionych zostało kilka groźnych stworzeń.
Maleficentę zdziwiło wspomnienie o wilkołakach, bo przecież nie
powinny tam żyć.
- Co tak skupiło Twoją
uwagę, Maleficento?
Nie odwróciła wzroku od
znaku. Miała nadzieję, że Riddle nie widział jej małego
przedstawienia z ojcem, a nawet jeżeli to go nie poruszy.
- Przypomniałam sobie
historię, którą opowiadała mi mama, kiedy byłam małą
dziewczynką. Chciałbyś ją usłyszeć? - spytała, dostrzegając
jego zainteresowane spojrzenie.
- Czemu nie?
Przysiadł się do niej, a
Maleficenta zaczęła opowiadać.
- Dawno, dawno temu w
Zakazanym Lesie żyła Czarownica. Znudził ją świat czarodziei i
czarownic, dlatego właśnie zamieszkała w tym tajemniczym miejscu.
Czarownica zaprzyjaźniła się z wieloma magicznymi stworzeniami,
ale czegoś jej brakowało, nadal odczuwała niezadowolenie,
niedosyt. Trwała w monotonii, dopóki nie poznała Bestii. Owa
Bestia była jednym z najstraszniejszych stworzeń w Lesie. Miał
ogromne, wilcze cielsko, żółte ślepia i ostre pazury. Czarownica
uwielbiała drażnić Bestię. Niemądra z niej była kobieta.
Odwiedzała go codziennie, bez ustanku, wierząc, że kiedyś
zrozumie, co jest powodem jej ciągłych wizyt.
Pewnego
dnia Bestia miała prośbę do Czarownicy.
Daj
mi głos, dzięki któremu będę mógł rozmawiać z ludźmi.
Czarownica
wysłuchała opowieści Bestii o dziewoi z pobliskiej wioski o dobrym
sercu, która bez lęku pomogła mu, gdy tego potrzebował. Na jego
łapie rzeczywiście były skrawki materiału, a on sam wydawał się
mówić prawdę.
Spełnię
Twoje życzenie. Jednak każda magia ma swoją cenę, dlatego w
zamian za poznanie ludzkiej mowy, zapomnisz o zwierzęcej.
Żadna istota żyjąca w tym Lesie nie będzie mogła Cię zrozumieć,
a Ty nie będziesz mógł zrozumieć ich. Czy to Ci odpowiada?
Bestia
zgodziła się, a następnego dnia spotkał się z dziewczyną, aby
podziękować jej za okazaną troskę. Czarownica przyglądała im
się przez kilka dni, dopóki i to jej nie znużyło. Po paru
tygodniach Bestia odwiedziła ją raz jeszcze.
Czarownica
wpuściła go do środka, narzekając na swoją niedolę, kiedy
Bestia jej przerwała.
Mam
jeszcze jedno życzenie. Nie mogę objąć dziewczyny z tymi
pazurami. Może się ich wystraszyć i odejść na zawsze.
Tak
bardzo chcesz się zmienić, tak? Ceną za przytulanie jej będzie
utrata pazurów. Czy to Ci odpowiada?
Czarownica
podążyła za Bestią i przypatrywała się jak zakochuje się w
człowieku.
Czy
naprawdę tego pragniesz?, spytała, Nie możesz rozmawiać z
nikim innym tylko z nią, nie możesz polować ani się bronić bez
swoich pazurów. Czy jest tego warta?
Jestem
teraz szczęśliwy, odpowiedział.
Czarownica
nie rozumiała, czemu Bestia musiała się zmienić. Dlatego, gdy
przyszedł z kolejnym życzeniem, zawahała się. Zrelacjonował jej
jak próbował dostać się do wioski, w której żyła dziewczyna,
aczkolwiek przez swoją postać, nie mógł tego zrobić.
Zamień
mnie w człowieka. Proszę, tylko Ty możesz to zrobić. Będę mógł
dzięki temu żyć z nią w wiosce.
Jeżeli
zamienię Cię w człowieka, nigdy nie wrócisz do bycia Bestią. To
będzie Twoje ostatnie życzenie. Obiecaj, że nigdy więcej nie
pojawisz się w mojej części lasu. Czy to Ci odpowiada?
Bestia
biegła i biegła, dopóki nie dotarła do wioski. Była przepełniona
szczęściem po brzeg pucharu. Nikt nie wiedział, iż kiedyś był
Bestią. Zastanawiał się, co powie Dziewczyna, gdy go zobaczy w tej
postaci. Szedł uliczkami wioski aż usłyszał krzyki. Ludzie
zgromadzeni byli wokół ogromnego budynku i świętowali. Zauważył
Dziewczynę, wychodzącą stamtąd za rękę z innym mężczyzną.
Stanęła na palcach i ucałowała go w usta.
Bestia
nie mógł już na to patrzeć, więc opuścił wioskę, wspominając
słowa czarownicy.
Żadna
istota żyjąca w tym Lesie nie będzie mogła Cię zrozumieć, a Ty
nie będziesz mógł zrozumieć ich. Czy to Ci odpowiada? Nie
możesz rozmawiać z nikim innym tylko z nią, nie możesz polować
ani się bronić bez swoich pazurów. Czy jest tego warta?
Bestia
zrozumiała, że gdyby był przez cały czas sobą nie poznałby
Dziewczyny. Jego ciało zaczęło się zmieniać, a chwile później
ponownie był Bestią.
Dlaczego?,
spytał po wejściu do chatki Czarownicy, mimo jej protestów,
Dlaczego się zmieniłem?
Głupia
Bestia! Nie dość, że nie potrafisz dotrzymać obietnicy to jeszcze
miałeś nadzieję, iż między Tobą, a Dziewczyną jest coś
prawdziwego?
Mówiłaś,
iż każda magia ma swoją cenę.
Oczywiście!
Za kogo Ty mnie masz?
Dlaczego
nie znikniesz tak jak zawsze to robisz? Dlaczego pachniesz jak mugol?
Czarownica
zalała się łzami. Nie miała jak uciec, a Bestia była za blisko.
Musiała powiedzieć prawdę.
Ceną
była moja magia. Oddałam ją, abyś mógł stać się znowu Bestią,
jeżeli pomiędzy Tobą, a Dziewczyna się nie uda.
Dlaczego?
Dlaczego to zrobiłaś?
Ponieważ
kocham Cię takiego jakim jesteś, głuptasie.
Nie pamiętam zakończenia,
ale morał był taki, aby być sobą. I to legenda o tym jak powstały
wilkołaki. Dość żałosna opowiastka, szukałam o niej informacji
w książkach, lecz jeszcze nie znalazłam.
- Nazywasz ją żałosną,
ale zapamiętałaś prawie całość – fuknął. - W mugolskich
bajkach kończy się to I żyli długo i szczęśliwie.
Złożyła usta razem, zwarła
je ze sobą, po czym wypuściła, wydając przy tym charakterystyczne
pyk. Riddle na pewno nie chciał, aby Maleficenta pochwyciła
jego komentarz. Zdanie to wypłynęło z jego ust nim zdążył się
zorientować.
Nie kontrolował się przy
niej i nie był pewny jaki był powód. Może jej magia, może jej
uroda lub po prostu ona. Nie dostrzegła jak on i Malfoy nałożyli
na siebie zaklęcie niewidzialności. Przysłuchiwali się uważnie
ich rozmowie, Riddle obserwował każdy jej gest.
Jej spojrzenie, jej śmiech,
jej dumne oblicze i groźby. Maleficenta była tak podobna do niego,
taka okrutna, taka nieczuła, a zarazem tak bardzo odmienna, taka
ciepła, taka miłosierna. Riddle nie mógł pojąc jak mogła być
tak pełna sprzeczności i nadal funkcjonować. Nie mógł się
włamać do jej umysłu, zatem znała sztukę oklumencji. Nie
próbowała włamać się do twierdzy jego pamięci, aczkolwiek nie
oznaczało to, iż nie została zapoznana z legilimencją.
Tym bardziej zdziwiony był,
kiedy nie rozpoznała tak prostego czaru z takim pokładem magii.
Obecność jej ojca mogła na to wpłynąć, przy emisji magii bardzo
ważne jest kontrolowanie emocji.
- Jeszcze nie czytałam
mugolskiej książki. Polecisz mi jakąś? - poprosiła. Maleficenta
jest prawdopodobnie jedyną Ślizgonką, która nie zwracała uwagi
na status krwi. Zawdzięcza to wychowaniu swojej mamy i poglądom,
które wykształciły się przez lata. - Mógłbyś być mugolakiem i
nie zwróciłabym na to uwagi. Masz w sobie tak ogromne pokłady
magii, że ja, czystokrwista, Ci zazdroszczę. Czasami myślę nawet,
iż to czarodzieje zrodzeni z mugoli powinni być silniejsi. Nie
uważasz, że to niesamowite? Nie mają skąd brać tej magi, ich
rodzice nie mają żadnych zdolności magicznych, a ich dzieci i tak
się z nimi rodzą, zaś czarodzieje pół-krwi czysto teoretycznie
powinni mieć tylko połowę tego talentu, a często okazuje się, że
są o niebo lepsi od dziedzica czystokrwistego rodu. Wystarczy
spojrzeć na Crabbe'a i Nacley'a. Nacley przerasta Crabbe'go, wszyscy
o tym wiedzą. Czytałam o tym w książce…
Przerwała, usłyszawszy
śmiech. Odwróciła głowę, by w pełni uchwycić uśmiech
Riddle'a. I to nie byle jaki uśmiech. Głowę miał przechyloną do
tyłu, oczy zamknięte, a usta rozchylone w rozbawieniu. Wydawał się
być taki wolny, nie stłamszony niczym. Maleficenta gdyby mogła to
by się zarumieniła.
Wysunęła dłoń, aby
dotknąć jego twarzy, uchwycić ten ulotny moment, jednak szybko się
powstrzymała.
- Jesteś niemożliwa,
Maleficento. Nie mam pojęcia jak dostałaś się do Slytherinu. Może
Hufflepuff?
- Nie żartuj sobie tak! -
uderzyła go lekko w ramię. Uświadomiwszy sobie, co zrobiła wstała
i odsunęła się na kilka kroków. - To było poniżej pasa. I
proszę, uśmiechaj się tak częściej, Riddle. Wtedy chętniej będę
z Tobą współpracować.
- Czy Ty mnie próbujesz
uwieść, Królowo? - wyszczerzył się szelmowsko. Nogi się pod nią
ugięły.
Kiedy stał się taki
kuszący?, pomyślała. Stłumiła chichot, ukryła twarz w
dłoniach, po czym rozszerzyła palce tak, aby zieleń mogła spotkać
się z czekoladą.
- To zależy, czy to działa,
Lordzie – flirtowała i robiłaby to dalej, gdyby nie głos
Malfoya, wołający ich. - Może pobawimy się innym razem.
Puściła mu oczko, po czym
znalazła się obok Ślizgonów. Wewnątrz niej buzowała euforia i
po wyłowieniu znanej jej nuty z pobliskiej kawiarni, zaczęła
poruszać się w jej rytm.
- Ktoś tu nie zachowuje się
jak dama – rzucił Nott, lecz prędko do niej dołączył.
- Damy też nie knują ze
swoimi rówieśnikami jak zapanować nad magicznym światem, a jednak
to robię!
Tańczyli dalej, nieświadomi
rozmowy jaka odbywała się pod ich nieobecność.
- Nie wiem jak tego
dokonałeś, mój Panie – szepnął Abraxas. - Nie widziałem jej
takiej od wielu lat.
- Nie sądzę, aby to była
moja zasługa. Prędzej odrodzenia jakie przeżyła podczas
rozmowy ze mną.
- Nie ważne – powiedział
Black. - Ponieważ ten stan nie będzie trwał długo.
Cytat: Katarzyna Nosowska
Od Autorki: Rozdział punktualnie! Nie za wcześnie, nie za późno. Jeżeli chodzi o opowieść Maleficenty o powstawaniu wilkołaków to, cóż, jest to wyssane z palca. Inspiracją do ów historii była manga o zapomnianym mi tytule. Jeżeli ktoś rozpozna, niech napisze w komentarzu, chętnie przeczytam ja jeszcze raz. ;)
Za błędy przepraszam!
Bardzo podoba mi się główna bohaterka. Jest intrygująca i trudno przewidzieć, co nastąpi za chwilę. Lubię takie postacie. Opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu (a to zdarza się bardzo rzadko). Nie mogę doczekać się następnego rozdziału. Bardzo mnie zainteresowałaś. I chyba nie muszę wspominać, że bardzo, ale to bardzo podoba mi się Twój styl pisania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny,
Rosa
Super rozdział. Czekam na next. :) ~Thalia
OdpowiedzUsuńManga to zdaje się Majo to Yajuu :) bardzo ciekawe wykorzystanie tejże historyjki.
OdpowiedzUsuńOgólnie cały blog bardzo mi się spodobał. Przede wszystkim postacie wyszły interesująco, Tom jest mroczny, lecz jeszcze nie psychodeliczny,tak samo jak gówna bohaterka. Czekam na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam i weny życzę